26 sie 2020 POIT #078: Blogowanie dla programistów
Witam w siedemdziesiątym ósmym odcinku podcastu „Porozmawiajmy o IT”. Tematem dzisiejszej rozmowy jest blogowanie dla programistów.
Dziś moim gościem jest Andrzej Krzywda – programista, przedsiębiorca, CEO software house Arkency specjalizującego się w Ruby i technologiach pochodnych, prelegent na konferencjach programistycznych, szachista, bloger i podcaster.
W tym odcinku o blogowaniu dla programistów rozmawiamy w następujących kontekstach:
- po co programiście blog?
- jakie benefity i korzyści daje?
- co powstrzymuje programistę przed założeniem bloga?
- czy można uczyć się z własnych blog postów?
- rozpoczynać od bloga po angielsku czy polsku?
- czy ma sens miksowanie języków?
- czy warto mieć strategię rozwoju bloga?
- jaką platformę wybrać na początek?
- czy warto mieć zbudowaną personę czytelnika?
- ile kodu to już za dużo kodu?
- jak promować własne treści i gdzie to robić?
- jak działać żeby blog nie umarł?
- czy każda firma programistyczna powinna mieć bloga? co jej to może dać?
- czy mamy obecnie schyłek blogowania na rzecz video?
Subskrypcja podcastu:
- zasubskrybuj w Apple Podcasts, Google Podcasts, Spreaker, Sticher, Spotify, przez RSS, lub Twoją ulubioną aplikację do podcastów na smartphonie (wyszukaj frazę „Porozmawiajmy o IT”)
- ściągnij odcinek w mp3
- poproszę Cię też o polubienie fanpage na Facebooku
Linki:
- Profil na LinkedIn – https://www.linkedin.com/in/andrzejkrzywda/
- Profil na Twitter – https://twitter.com/AndrzejSoftware
- Profil na Instagram – https://www.instagram.com/andrzejkrzywda/
- Fanpage na Facebook – https://www.facebook.com/AndrzejOnSoftwarePoPolsku/
- Kanał na YouTube – https://www.youtube.com/user/andrzejbawaria
- Podcast Andrzeja – https://podcasts.apple.com/us/podcast/andrzej-on-software/id1200210334
- Firma Arkency – https://arkency.com/
- Wystąpienie “Wizerunek programisty” – https://www.youtube.com/watch?v=jQovbf2K9xs
- Mój blog – https://kkempin.com
Wsparcie na Patronite:
Wierzę, że dobro wraca i że zawsze znajdą się osoby w bliższym lub dalszym gronie, którym przydaje się to co robię i które zechcą mnie wesprzeć w misji poszerzania horyzontów ludzi z branży IT.
Patronite to tak platforma, na której możesz wspierać twórców internetowych w ich działalności. Mnie możesz wesprzeć kwotą już od 5 zł miesięcznie. Chciałbym oddelegować kilka rzeczy, która wykonuję przy każdym podcaście a zaoszczędzony czas wykorzystać na przygotowanie jeszcze lepszych treści dla Ciebie. Sam jestem patronem kilku twórców internetowych i widzę, że taka pomoc daje dużą satysfakcję obu stronom.
👉Mój profil znajdziesz pod adresem: patronite.pl/porozmawiajmyoit
Pozostańmy w kontakcie:
- 📧 Jeśli masz jakieś pytania lub komentarze, pisz do mnie śmiało na krzysztof@porozmawiajmyoit.pl
- 📩 Zapisz się na newsletter aby nie przegapić kolejnych ciekawych odcinków.
- 🎙 Subskrybuj podcast w lub
Muzyka użyta w podcaście: „Endless Inspiration” Alex Stoner (posłuchaj)
Transkrypcja podcastu
To jest 78. odcinek podcastu Porozmawiajmy o IT, w którym z moim gościem rozmawiam o blogowaniu dla programistów.
Przypominam, że w poprzednim odcinku rozmawiałem o trendach w quant developerze.
Wszystkie linki oraz transkrypcję dzisiejszej rozmowy znajdziesz pod adresem porozmawiajmyoit.pl/78
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, to wystaw ocenę lub recenzję podcastowi w aplikacji, w której tego słuchasz. Chcę poszerzać horyzonty ludzi z branży IT i wierzę, że poprzez wywiady takie jak ten, publikowane jako podcasty będę to robił z sukcesem.
Już dzisiaj możesz mnie wesprzeć w tej misji, zostając patronem na platformie Patronite.
Wejdź na porozmawiajmyoit.pl/wspieram i sprawdź szczegóły!
Jednocześnie bardzo dziękuję moim obecnym patronom.
Nazywam się Krzysztof Kempiński i życzę Ci miłego słuchania!
Odpalamy!
Cześć! Mój dzisiejszy gość to programista, przedsiębiorca, CEO software house’u Arkency specjalizującego się w Ruby i technologiach pochodnych. Prelegent na konferencjach programistycznych, szachista, bloger i podcaster. Wiele się tego zebrało! Mój dzisiejszy gość to Andrzej Krzywda.
Cześć, Andrzej! Bardzo miło mi gościć Cię w podcaście.
Cześć, Krzysztof i witam wszystkich słuchaczy. Bardzo dziękuję za miłe przedstawienie.
Pewnie! Andrzej ma bardzo duże doświadczenie, ale też liczne przemyślenia na temat związany z blogowaniem dla programistów i właśnie w tym temacie będę chciał go przepytać. Ale zaczniemy od podcastów – ja zawsze pytam moich gości czy słuchają podcastów, jeśli tak, to jakich najczęściej?
Tak, słucham podcastów. To trochę zależy od danego momentu w życiu, czy w danej chwili dużo jeżdżę samochodem, bo to najczęściej jest moje miejsce, gdzie słucham podcastów. Też ostatnimi czasy jest to na siłowni. Jeśli chodzi o konkretne podcasty to najpierw zacznę od tych hobbystycznych. Szachowy, Perpetual Chess Podcast, taki dosyć fajny, najbardziej znany na świecie. Lubię też takie informacyjne podcasty ostatnio, czyli na przykład Dział Zagraniczny jest dosyć dobry. Jeśli chodzi o podcasty techniczne, tutaj mam bardzo dużo zasubskrybowanych i raczej nie jest tak, że słucham ich mega – nie nadążyłbym za taką całą kolejką. Wysłuchałem kilku odcinków Twojego podcastu i bardzo dobre były, także dziękuję, że to tworzysz.
Dzięki!
Słucham DevTalk Macieja Aniserowicza, ale to też wybrane odcinki. Lubię też Grześka Kotfisa Devsession niektórych odcinków posłuchać. Bardzo się cieszę, że jest taki wybór teraz. Z zagranicznych słucham Software Engineering Radio i Software Engineering Daily, tego jest po prostu wtedy bardzo dużo i można sobie wybrać tematy, które nas zainteresują.
Pewnie. Bardzo fajna lista. Oczywiście postaram się te wszystkie podcasty podlinkować w notatce do odcinka.
Na początku chciałbym cię zapytać o blogowanie jako takie, bo ono przyczyniło się powiedzmy do zbudowania twojej marki osobistej, dla mnie byłeś osobistym wyborem, jeśli chodzi o zaproszenie gościa do tematu blogowania dla programistów zwłaszcza. Również przyczyniło się do zbudowania takiej rozpoznawalności Arkency jako właśnie firmy specjalizującej się w Ruby.
Jak to się stało, że zauważyłeś w ogóle potencjał w prowadzeniu bloga i zacząłeś to robić, kiedy to nie było jeszcze tak modne, jak teraz?
Miałem z technicznym blogowaniem, w sensie o programowaniu, styczność dosyć wcześnie, bo koło roku 2000 byłem czytelnikiem takiego bloga programistycznego Joel on Software i to był chyba taki pierwszy blog, który otworzył mi oczy, że ktoś może regularnie pisać publikacje, udostępniać za darmo. Powiedzmy, to też były w miarę początki internetów. Oczywiście wtedy nie myślałem w kategoriach, że ja mogę kiedyś blogować, no bo byłem przekonany, że ja nie mam nic do powiedzenia.
Byłem też przekonany o dużym koszcie blogowania. Miałem w swoim życiu epizod, że wyjechałem do Londynu na dwa lata, pracowałem w takim małym startupie. Małym, ale z silną ekipą programistów. W pewnym momencie zatrudniliśmy Michaela – Michael Ford, teraz już znana postać w świecie Pythona. Jeden z core developerów również i Michael, kiedy go zatrudniliśmy przychodził do pracy, tak jak wszyscy, per programował z nami przez 8 godzin dziennie, natomiast po takiej sesji porannej pair programowania, on wskakiwał na swój komputer i bardzo, bardzo szybko klepał w klawiaturę i dopiero później dołączał do nas na lunch. Okazało się, że Michael blogował po prostu. W 15 minut potrafił napisać blogposta o tym, co ze mną perował i robił to w taki sposób, że też nie zdradzał jakichś za dużych szczegółów. To był dla mnie moment, kiedy uświadomiłem sobie, że to może być mega wartościowe. Też widziałem, jakie korzyści miał Michael, to jeszcze były takie czasy – 2007 rok – znaleźć takiego bloga tak bezpośrednio dało zarabiać nawet jakichś tam afiliacji czy z reklam, to już trochę minęło. Ten jego blog jest pewnie wciąż dla wielu ludzi przydatny i to po prostu było otwierające oczy, że to może być bardzo tanie. Można bardzo szybko blognąć!
To się przerodziło w to, że zacząłem blogować sam. Michael mnie zachęcił. Mój pierwszy blog, z resztą gościnny u Michaela, a potem się okazało, że właściwie mogę blogować tam może nie codziennie, ale co kilka dni, bo to jest po prostu ostatecznie bardzo łatwe.
A skąd ten pomysł, że blog firmowy to jest coś, na czym możesz po części oprzeć marketing swojej firmy?
Tutaj była taka historia, że najpierw blogowałem pod własnym szyldem. Miałem takiego swojego bloga na bloggerze google’owym, na Blogspocie. To się nazywało Andrzej on Software, czyli zgapiłem z Joel on Software oryginalnego. I tam sobie blogowałem. Na początku – moja działalność to była taka freelancerka. Kiedy wróciłem z Londynu do Polski chciałem bardzo pracować nadal dla klientów zagranicznych i blogowałem po angielsku i blogowałem o tym, na czym się znałem, czyli głównie o Ruby. Wszystko, czego się uczyłem o Ruby po prostu dokumentowałem, blogowałem. To były takie czasy, że zdeployować aplikację railsową w 2007 roku to nie było takie jeszcze proste, więc na przykład to była jedna z rzeczy, którą blogowałem, “Deploying Rails” się nazywał blogpost. Czy “Rails Deployment”. Okazało się na przykład, że ten blogpost przyniósł mi jednego fajnego, dużego, dobrze płacącego klienta. I później inne blogposty w jakiś tam sposób prowadziły do tego, że znalazłem kolejnych klientów i moja freelancerka bardzo szybko przerodziła w coś, z czego nie do końca sobie zdawałem sprawę na początku, czyli że prowadzę już właściwie firmę. Ściągnąłem różne osoby o pomocy i razem tworzyliśmy te projekty i gdzieś po – okolicach 2011 czy 2012 wystartowaliśmy z blogiem Arkency i wtedy użyłem całej mojej mocy, mojego własnego brandu, po to, żeby ten brand Arkency jak najbardziej wypromować.
I do tej pory to trochę działa tak w moim przypadku, że ja staram się napędzać oba te wizerunki. Mój własny, jak i wizerunek Arkency. Kiedykolwiek który z nich jest silniejszy, w tym momencie Arkency jest silniejszy globalnie, to staram się też czasami wykorzystać jako promocję samego siebie. I jeśli ja jestem silniejszy, to transportem przelewam tę rozpoznawalność na bloga Arkency. Tak to się więc zaczęło i na pewno nam to przysporzyło dużo korzyści, bo jestem przekonany, że dało nam to dużo klientów i duży ruch się na tym zrobił.
Chciałbym cię zapytać o to, po co programiście blog. Powiedziałeś już, że można na tym po części zbudować jakąś markę, która później przerodzi się w firmę, tak jak było na przykład w twoim przypadku, ale chodzi mi o takie benefity wynikające z posiadania bloga, które są jakoś specyficzne dla naszej branży, no bo wiaodmo – można budować markę osobistą, dajmy na to, tak jak właśnie ty to robisz. Niektórzy zarabiają na blogu, niektórzy traktują to jako taki dziennik, zrzut tego, co mają w głowie. Natomiast jestem ciekawy twojego zdania, czym dla programisty może być blog?
Blog może być świetnym narzędziem do – trochę tak to nazwę, górnolotnymi słowami – ale do wspierania twoich celów i do wspierania twojej misji. Jeśli mogę, to pozwoliłbym sobie odesłać do takiego szkolenia darmowego, które zrobiłem na YouTube z chłopakami z Piątki na produkcji i tam mieliśmy godzinne szkolenie, gdzie mówiłem o budowaniu wizerunku osobistego i żeby sobie – że wizerunek osobisty to jest jednak coś bardziej konkretnego, niż się ludziom wydaje i tutaj warto sobie zdefiniować taką swoją misję. Na przykład moją misją jest promowanie języka Ruby na świecie. To nie jest mój egoistyczny cel, tak naprawdę ten cel sam w sobie nic mi nie daje, ale jest to jakaś misja. Mam coś większego niż egoizm.
Poza tym mam jakieś cele egoistyczne – czyli na przykład chciałbym, żeby Arkency miało wiernych klientów, chciałbym, żeby Arkency miało świetną ekipę programistów. I okazuje się, że tak postawione cele, jak najbardziej są kompatybilne z tym, żeby blogować, po prostu. To wszystko się dzięki temu dzieje. Trochę więc łatwiej działać, łatwiej blogować, jeśli masz taką większą otoczkę wokół tego. Czyli wiesz, po co to robisz. Nawet chęć zmiany pracy docelowo – nie podoba ci się aktualna praca, wydaje mi się, że jest łatwiejsza, kiedy masz wizerunek wytworzony jakoś i blog jest jednym z dobrych narzędzi do tego.
Brałem udział w tym szkoleniu, obserwowałem. Podlinkuję oczywiście w notatce, warto do tego materiału zajrzeć.
Zacznijmy może od początku – co powstrzymuje programistę przed założeniem bloga? Jakie demony go powstrzymują przed zrobieniem tego pierwszego kroku?
Demonów jest wiele, niestety. To są bardzo często takie na poziomie psychicznym. Jednym z nich jest przekonanie, że nie ma się niczego sensownego do podzielenia się, bo też mówiąc inaczej, wszystko zostało już napisane. Z jednej strony jest to silny argument, bo ciężko się z nim dyskutuje, no bo tak – wszystko zostało napisane, ale nie wszystko zostało napisane przez ciebie, z twoim unikalnym punktem widzenia, twoją własną opinią na ten temat. Ludzie – blogposty dzielą się na wiele różnych rodzajów. Niektóre z nich są faktycznie rozwiązaniem konkretnego, bardzo technicznego problemu i jeżeli został rozwiązany, to twój wkład może nie jest zbyt duży, ale może ujęcie tego innymi słowami niż pozostałe blogposty coś wnosi.
Czasami są takie tematy, które są nie tak bardzo binarne w swoim znaczeniu. To nie jest tak, że można je przedstawić tak albo w ogóle ich nie przedstawiać. Tylko właśnie można swoim własnym twistem jest przedstawić, swoim własnym doświadczeniem jako na przykład mobilny programista albo swoim doświadczeniem jako pythonowiec. Kolejna rzecz jak można do tego podejść, jeśli chcesz blogować, a czujesz się zablokowany na tym, że wydaje ci się, że nie masz nic do powiedzenia, no to zrób ten trik – pisz do siebie sprzed roku albo sprzed miesiąca. Albo nawet do siebie z wczoraj, bo dzisiaj się czegoś nauczyłeś, więc możesz się z tym ze sobą podzielić. I wiesz, że tego nie wiedziałeś wczoraj, więc jest ogromna szansa, że to nie tylko ty tego nie wiedziałeś wczoraj. Nagle się okazuje, że takie blogposty mogą być bardzo, bardzo ludziom przydatne. Tak zaadresowałbym ten konkretny problem. Część osób ma duży problem z perfekcjonizmem, czyli – moja technika szybkiego pisania blogpostów nie współgra jakoś mocno z takim perfekcjonizmem i osoby, które to mają, zauważą jakieś błędy czy niedociągnięcia – widać, że nad tym nie były spędzone dwa dni, tylko 10 minut. Z tym jest bardzo trudno walczyć, może to być nawet najtrudniejszy bloker. Tutaj trzeba po prostu wejść w narrację, że nie każdy blogpost musi być pracą doktorską. Nie musi być na 20 stron A4. Po prostu trzeba wyluzować te swoje wewnętrzne standardy, bo bycie perfekcjonistą w takim blogowaniu oznacza, że będziesz chciał pisać tylko naprawdę świetne blogposty gdzie przez „Świetne” też rozumiemy, że ludzie będą na to wchodzili a nad tym nie w pełni mamy kontrolę. Lansowanie lansowaniem, ale też jak coś nie chwyci, to nie chwyci. Możesz spędzić 2 dni, tygodnie czy miesiące nad jednym blogpostem, potem się okaże, że maks, na co mogłeś sobie pozwolić to 100 wyświetleń. To nie jest tak dużo. Ludzie się boją wyrażania swoich opinii, boją się, że zostaną skrytykowani za to, co myślą – to są trudne rzeczy do zaadresowania. Boją się opinii znajomych na pewno, czyli co sobie pomyślą – czy to jest banalne? Chyba najbardziej się z tym wszyscy liczymy. Boją się opinii szefa, co powie na to, że ja bloguję. Tych różnych demonów wydaje mi się, że jest dużo. Boją się pozostawić po sobie ślad w internecie, który może kiedyś im przynieść jakąś szkodę na wizerunku, a nie, że pomoże – to chyba są takie najczęstsze demony.
Ostatni demon jest chyba taki, że nie mogę blogować, dopóki sam nie napiszę własnej platformy blogowej.
To się często zdarza! Muszę przyznać, że mam relację trochę love-hate, jeśli chodzi o blogowanie. Czasem zaczynam, później wracam – teraz bardziej skupiam się na podcaście. Ale kilka razy złapałem się na tym, że szukając rozwiązania jakiegoś problemu trafiałem na swoje blogposty. Zastanawiam się, czy tobie też się zdarzyło wracać do swoich blogpostów właśnie i w jakiś sposób uczyć się od siebie z przeszłości?
Bardzo często. Fajnie, że zadałeś to pytanie. Ciekawy efekt uboczny blogowania – sposób, w jaki ty rozwiązujesz problemy jest unikalny dla ciebie. Nazywasz to konkretnie – ten problem. W związku z tym, jak za pół roku znowu na niego trafisz – jak już go rozwiązałeś i zablogowałeś o tym, to w ogóle jest szansa, że użyjesz tych samych słów kluczowych, których użyłeś do nazwania tytułu blogposta, więc Google łatwiej pomoże ci znaleźć siebie.
Stąd też wynika ten efekt – niektórzy blogują, bardzo często powtarzają, że trafiają na swoje własne blogposty i wydaje mi się, że to jest głównie efekt tego, że używamy tych samych słów kluczowych wtedy. Czyli my konkretnie nazywamy ten problem tak, jak nam się kojarzy.
U nas jeszcze jak zaczęło się zespołowe blogowanie w ramach Arkency, no to ja wielokrotnie trafiałem albo na swoje bogi, albo na blogi kolegów czy koleżanek z zespołu na blogu Arkency. I to było świetne uczucie, takie potwierdzające, że warto.
Tak, zgadza się. Powiedziałeś też – takie miałem wrażenie, zanim jeszcze zaczęliśmy rozmawiać – najwięcej treści, które tworzysz jest właśnie w języku angielskim. Czy komuś, kto dopiero zaczyna, kto myśli, żeby rozpocząć bloga, doradzałbyś, żeby startował w języku angielskim? Czy też może powoli zrobić sobie takie MVP, wystartować po prostu po polsku, zobaczyć czy to ma sens. Dopiero później planować, powiedziałbym – ekspansję.
Właśnie z tym MVP i późniejszą ekspansją, to znam bardzo mało przypadków kogoś, komu się udało. Tu są dwa warianty – trochę jak szachista do tego podejdę. Jeden jest taki, że zacząłeś MVP i ten blog – coś ci nie poszło, kiedy po polsku zacząłeś. Tym bardziej nie będziesz chciał pisać po angielsku – prawdopodobnie będziesz troszkę zniechęcony czy zniechęcona do tego i będzie kłopot.
Drugi warunek jest taki, że zrobiłeś MVP po polsku i zaskoczyło. Umiesz lansować, się okazało, ludzie to chcą czytać, komentują ci, trafia to na różne grupy dyskusyjne i cieszysz się z tego i to jest fajne. Wtedy trafiasz na taki kłopot – taka mikrospołeczność się tworzy wokół twojego bloga i trudno wtedy podjąć decyzję o porzuceniu tego, szczególnie że wydaje się, że jest miło i sympatycznie. To jest ciekawe, że nie tak wiele ułatwia to rozpoczęcie po polsku. To też jest fajny efekt, że masz społeczność po polsku, natomiast wydaje mi się, że jeśli ta droga jest taka świadoma, że po to zaczynasz MVP po polsku, żeby później, jak będę chciał przejść na globalne działania, anglojęzyczne wydaje mi się, że może być trudne. Zachęcam ludzi do działania po angielsku, co zdaję sobie sprawę, że to jest troszkę taka walka z wiatrakami, że wielu osób nigdy nie przekonam. Jednak te osoby, które przekonałem, piszą mi do dzisiaj: „Andrzej, czytałem twoją książkę, wysłuchałem twoich rad kilka lat temu, teraz mam bloga i wchodzi na niego kilkadziesiąt tysięcy osób miesięcznie”. Po prostu dużo łatwiej jest po angielsku ostatecznie, mimo że wydaje się, że jest trudniej, bo to nie twój naturalny język. To jest tak jakby ruch czy zainteresowanie twoim blogiem może być o sto kilkadziesiąt razy większe przez sam fakt, że piszesz po angielsku. Z tym argumentem ciężko jest walczyć.
Też pytanie, jakie masz cele i misje – jeśli twoim celem jest budowaniem swojego wizerunku w Polsce, bo ci to w czymś pomaga, no to wiadomo – anglojęzyczny wizerunek niekoniecznie w tym pomaga. Chociaż tutaj jest taki paradoks – byłem jednym z nielicznych, anglojęzycznych blogerów z Polski przez wiele lat i to budowało taki mój wizerunek w Polsce, takiego kogoś, kto bloguje po angielsku i to z całkiem dobrym efektem, więc skutkiem ubocznym było budowanie wizerunku. To nie było moim celem, ale jednak w Polsce zaczęli mnie ludzie kojarzyć, mimo że nie w to celowałem.
To działanie w języku angielskim może mieć dużo więcej korzyści, jeśli ktoś na przykład próbuje w ten sposób zbudować swój wizerunek, żeby na przykład zbudować klientów sobie, to tym bardziej fajnie jest mieć klientów z zagranicy i te blogi anglojęzyczne bardzo w tym pomagają. Ewentualnie można mieć dwa blogi, jak komuś starcza na to czasu. Teraz też już świadomie buduję wizerunek polski, ale bloga polskiego jeszcze nie mam. Będę się do tego dopiero przymierzał. Raczej taki techniczny przekaz pozostawiam sobie w języku angielskim.
Rozumiem. Też wówczas szlifować ten angielski jako taką umiejętność. Słyszałem taki przykład, że jeszcze w przedwojennej Polsce pewien student chciał pisać pracę magisterską, poszedł do profesora z pytaniem, o czym ma napisać – profesor powiedział, że ma na napisać o Platonie, ale po niemiecku. Student powiedział, że nie zna niemieckiego – profesor skwitował to tak, że wobec tego robi mu przysługę, ponieważ nie tylko będzie się musiał nauczyć o Platonie, ale także języka niemieckiego.
Tutaj też można w jakiś sposób trochę ten angielski podszkolić blogując od razu po angielsku, chociażby wystawiając się na ekspozycję i trochę przeciwdziałając takiej blokadzie, którą często mamy jeśli chodzi o w ogóle wyrażanie się. danym języku. Wydaje mi się, że mnóstwo programistów rozumie, potrafi przeczytać techniczny angielski, ale już ma spory problem, żeby w jakiś sposób się w tym języku wyrazić.
Zupełnie się zgadzam. W ogóle, fajna historia z tym Platonem.
Jeszcze dodałbym coś takiego, że twoi czytelnicy – bloga anglojęzycznego – ich zdecydowana większość nie jest natywnymi anglojęzycznymi mówcami. To nie są ludzie konkretnie z Anglii, Stanów Zjednoczonych czy Kanady, tylko będziesz miał bardzo dużo czytelników z Niemiec, z Danii, z Indii, Japonii. To już zależy, gdzie twoja technologia jest popularna. Sam mam trochę czytelników z Japonii.
Jeszcze dodałbym coś takiego, że twoi czytelnicy – bloga anglojęzycznego – ich zdecydowana większość nie jest natywnymi anglojęzycznymi mówcami. To nie są ludzie konkretnie z Anglii, Stanów Zjednoczonych czy Kanady, tylko będziesz miał bardzo dużo czytelników z Niemiec, z Danii, z Indii, Japonii.
Warto pamiętać, że nie musimy być perfekcyjni z angielskim. Czytają nas również nieperfekcyjni, anglojęzyczni czytelnicy. Nawet nie wyłapią niuansów – to jest taka pierwsza moja obserwacja. Druga rzecz – bardzo istotna, druga technika: nie próbujmy się bawić w Szekspira. Nie piszmy zdań wielokrotnie złożonych. Piszmy bardzo proste zdania, po prostu skoncentrujmy się w tym wszystkim na merytoryce, wklejamy kawałki kodu na przykład i skupmy się na tym, co programistom po drugiej stornie się przyda, a nie myślmy o tym w kategoriach jak pracy doktorskiej z literatury.
Jasne, słusznie. A co myślisz o miksowaniu języków w ramach jednego bloga? Czy może lepiej właśnie pójść w tym kierunku, jak powiedziałeś, że raczej założyłbyś drugiego bloga, przeznaczonego od tej audiencji dla ludzi, którzy po polsku się po prostu potrafią dogadać niż próbować w ramach jednego bloga mieszać wpisy z różnych języków?
Tutaj moje przemyślenie jest takie, że my jako Arkency – mamy bloga Arkency, 300 kilkadziesiąt blogpostów po angielsku, mamy rozpoznawalny brand, rozpoznawalny wizerunek, marketing i nam na przykład, nagle jakbyśmy dorzucili naszego głównego bloga blogpost po polsku, to wydaje mi się, że byłoby to dziwne i nie pasowałoby za bardzo. Też nasz blog jest na tyle popularny, że akurat w naszym przypadku ten RSS jednak się trochę rozchodzi.
Jeżeli jednak raczej jesteś na początku swojej drogi, to lepiej jest myśleć o każdym ze swoich blogpostów jak o takim osobnym, tzw. landing page’u. Czyli ty będziesz raczej lansował czy lansowała swoje konkretne blogposty w różnych miejscach i osoba, która trafia na twoją główną stronę bloga raczej trafia bardziej zaciekawiona, jako ten drugi klik w ramach twojej platformy blogowej. Czy najpierw trafi na konkretny blog, potem zobaczy, czy może jest więcej – wcale też tych ludzi, którzy klikają na te blogposty na tę główną stronę nie jest aż tak dużo. Powiedzmy, że zanim osiągniesz ten moment 50 blogpostów, czyli moment, kiedy brand już jednak jest, jakaś społeczność się tworzy, to z mieszaniem nie ma żadnego problemu. Zachęcałbym, jeśli jest dylemat. Dalej zachęcam do blogowania bardziej po angielsku, ale jeśli czujesz czasami potrzebę, żeby zapostować po polsku, to po prostu zrób to.
Druga rzecz – zakładanie blogów jest bardzo tanie, wręcz darmowe i możesz mieć po prostu dwa osobne blogi i nie ma z tym kłopotu.
Efekty blogowania zazwyczaj przychodzą po pewnym czasie, pod warunkiem, że nie masz już wcześniej jakiejś zebranej społeczności albo po prostu nie przechodzisz z innych kanałów social mediowych. Czy myślisz, że zaczynając swoją przygodę z blogowaniem powinno się mieć jakiś cel, przynajmniej jakieś wyobrażenie tego, w jakim kierunku chcemy ten blog popychać? Też raczej podejście na zasadzie „Czas pokaże”, nie zamartwiamy się strategiami na początku?
Myślę, że mimo wszystko czas pokaże. Tutaj ciężko trafić na samym początku. Myśmy bloga Arkency jak rozkręcali, no to już było trochę na bazie mojego bloga w tym rozumieniu, że już trochę czuliśmy naszą społeczność Ruby’ową, to była trochę taka kontynuacja – nie mojego blogowania tylko kontynuacja stylu.
Mamy bardzo jasno zdefiniowaną grupę docelową – to są programiści Ruby. Raczej z tych zaawansowanych niż nowicjuszy. Pod tym względem było łatwo. Kiedy zaczynałem blogować na początku, to w ogóle miałem miksy blogpostów o Pythonie i o Ruby – w Pythonie też sobie trochę robiłem. Chyba nawet o Javie mi się coś zdarzyło napisać. Na początku nie ma to większego znaczenia. Blogposty poza taką wartością czysto merytoryczną, informacyjną, którą czasami przeceniamy, jako twórcy blogpostów, że tylko kontent mamy tworzyć, no to pamiętajmy, że też właśnie ten nasz wizerunek polega na opowiadaniu swojej historii, czyli napisz jak trafiłeś na programowanie, napisz coś, o czym myślisz. Swoje własne przemyślenia, niekoniecznie to musi być kontent w rozumieniu – taka jasna wartość dla kogoś. Ludzie bardzo lubią czytać historie – i również historią jest to, co robiłeś wczoraj w projekcie.
Wiem, że to jest pytanie, które zadam może być w jakiś sposób wtórne, ale osoby, które dopiero zaczynają – nieadekwatnie dużo czasu mogą na to poświęcić. Czyli jaką platformę wybrać na początek? Własny blog na WordPressie może jakiś gotowy system typu medium.com, blog firmy, w której pracuje? Co byś poradził takiej osobie?
Poleciłbym faktycznie rozważenie bloga firmowego, choćby po to, bo prawdopodobnie jest już postawiony i masz jakiś pierwszy punkt ekspresji, swoich przemyśleń czy informacji technicznych. Po drugie, jeśli pracujesz w tej firmie, utożsamiasz się z nią i życzysz jej dobrze, wiążesz się z nią na dłużej – to jest naprawdę ogromna, ogromna wartość dla firmy. I myślę, że każda firma, jaką znam przynajmniej, wspiera takie działania. To jest bardzo dobry punkt startu i warto o to zapytać w firmie.
Nawet jeśli z tej firmy kiedyś wyjdziesz – wiadomo, w firmach się nie jest nieskończenie długo, te blogposty pozostaną pod twoim nazwiskiem prawdopodobnie i nadal służą ci wizerunkowo. Zawsze możesz linkować do nich czy coś w tym stylu. Nawet są oświetlone światłem jakieś profesjonalnej firmy, więc fajnie to działa. To jest świetny punkt startu.
Drugi punkt – poszedłbym w jakieś łatwizny, żeby po prostu się nie blokować na początku. Znam wielu programistów, którzy w miarę już przekonani do idei blogowania spędzają miesiące na albo pisaniu własnej platformy blogowania, albo na nieskończonym tweakowaniu, set-upowaniu, jakiegoś tam gotowca. Takiego, którego trzeba jednak zahostować samodzielnie. Tu jest przestrzeń do tego, żeby się pobawić. Każdy programista lubi się takimi rzeczami pobawić. Zachęcałbym do jakiegoś medium. Z medium są jakieś mity – znaczy, nie do końca. Faktycznie oni część ruchu potrafią zrobić płatną, ale można prawdopodobnie to ustawić.
Można też pójść na inną platformę. Blogger chyba wciąż działa. Taki krok dalej, ale tu jest ryzyko, że wpadniemy w konfigurację, no to są te takie własne, statyczne rzeczy, ale łatwe do hostowania. Czyli na przykład GitHub pages lub Gatsby. Ostatnio tam zerknąłem – fajna rzecz, szczególnie jeśli przy okazji chcesz się nauczyć Reacta albo znasz Reacta, to jest to mega ciekawe.
Tam jest potencjał na to, że się po prostu rozproszysz. Że jest ryzyko, że zamiast blogować, zaczniesz sobie konfigurować Gatsby. Z tym ostrożnie! Lepiej po prostu próbować sobie ustawić na to-do taska o nazwie „Bloguję dzisiaj” i w tym wszystkim to, że postawię Gatsby jest tylko szczegółem implementacyjnym, bo podejrzewam, że ktoś już ustawiał kiedyś Gatsby to jemu to zajmie pół godziny, mi zajmie to pewnie pół dnia, komuś, kto ma mniejsze doświadczenie techniczne może to zająć kilka dni, żeby skonfigurować, zdeployować Gatsby. Trzeba być z tym ostrożnym, bo można zapomnieć, jaki był mój główny cel. Głównym celem było napisanie blogposta o tym, co dzisiaj zrobiłem w Pythonie.
Zgadza się, zgadza się. Czy według ciebie lepiej iść w takie długie, perfekcyjnie przygotowane wpisy niczym Michał Szafrański, gdzie budujesz taki obraz pełny siebie jako eksperta, jako osoby, która dokonała dużego researchu, sypie faktami z rękawa, czy też właśnie jak powiedziałeś na początku – krótsza, luźniejsza forma o jakimś małym problemie, tylko wycinku, czymś, co udało mi się dzisiaj rozwiązać, czy też może właśnie miksowanie tych różnych podejść najlepiej się sprawdza?
Najbardziej prawdopodobne jest to, że jeśli jesteś programistą czy programistką, to nie byłeś we wcześniejszym życiu pisarzem. Trochę trudniej jest o takie długie formy. Michał Szafrański był wcześniej autorem książek, więc on miał sztukę pisania już opanowaną. Takim ludziom łatwiej się bloguje długie formy. Zdecydowanie zachęcam do bardzo krótkich form – przynajmniej te kilkanaście, kilkadziesiąt pierwszych blogpostów tak na rozgrzewkę przez kilka miesięcy po prostu piszmy krótko. Potem styl pisania już się wyrabia i dojdzie się do momentu, gdzie będzie chęć pisania dłuższej treści. Dłuższa treść ogólnie – wiadomo, jest w jakim sensie bardziej wartościowa dla internetów, czyli dla jakiegoś ruchu, dla SEO i dla linkowania. Nie mówimy, że nie będziemy tego nigdy robić, tylko rozgrzejemy się. Tak samo, jak podchodzisz do biegania – nie idziesz z marszu na maraton! Tylko robisz trochę mieszanego marszu, chodu, biegania, później już trochę biegasz 5 km, potem 10, potem rzucasz się na maraton. Tak samo z blogowaniem – po prostu daj sobie szansę rozgrzać się i przygotować do tego, bo z tymi esejami – tak mówię na te długie blog posty, to jest tak, że można mieć go w to-do przez kilka miesięcy i nigdy nie czuć, że się go skończyło. To są tak naprawdę rzeczy, które mogły być książkami, a tacy ludzie jak Michał Szafrański po prostu traktują to jako bardzo duży i ważny element ich marketingu. Mają cięższe pozycje w sprzedaży, gdzieś tam w ich lejku marketingowym czy w lejku sprzedażowym. Na początek nie rzucałbym się na to. Oczywiście są wyjątki – ostatnio trafiłem na przykład jest na Instagramie Beata Lipska, która przeszła do świata programowania i bardzo fajnie dzieli się tym, jak to jest być teraz juniorem. Była wcześniej copywriterką – napisała świetnego blogposta, bardzo długiego, długa forma z wieloma poradami jak zaczynać jako junior.
Ten copywritingowy background, że tak to ujmę, po prostu bardzo widać. Ma świetne pióro, świetny żart, świetny styl. Jak widzimy takie blogposty, pamiętajmy, że to są ludzie, którzy prawdopodobnie ćwiczyli pisanie już wcześniej. Mają po prostu tego skilla – my go jeszcze nie mamy.
Wspomniałeś tutaj o marketingu i w marketingu często definiuje się tzw. personę. Zdefiniowany – w tym przypadku – czytelnik bloga. Cechy, wiek, pochodzenie, technologia i tak dalej. Próbujemy sobie zwizualizować tego potencjalnego czytelnika. Przygotowywałeś kiedyś coś takiego? Podchodziłeś w ten sposób, jak zaczynałeś blogowanie albo myślisz, że raczej nie powinno się wyobrażać tej osoby, tylko pisać bezosobowo? To jest pierwsza część pytania. I czy myślisz, że w ogóle warto mieć w głowie taką osobę, do której – nie kieruję może konkretnego blogposta, ale w ogóle mój blog jest adresowany – bo to pozwala zawężać tematy albo właśnie wybierać te tematy, które taką osobę mogą potencjalnie zainteresować.
Jak najbardziej! Idea person jest fajna i wydaje mi się, że korzystna i przydatna. Tych person na początku nie miałem – niekoniecznie na początku trzeba. Można mieć personę-siebie sprzed kilku dni i to jest wystarczające.
Z czasem wydaje mi się, dorobiłem się person, choć nie są mega precyzyjne. Ale wyobrażam sobie na przykład seniora, programistę czy seniora, czyli programistę ze Stanów Zjednoczonych, który pracuje tam już 15 lat i ma duże doświadczenie w Ruby. Do takiej osoby piszę takie najbardziej zaawansowane treści Ruby’owe.
To też jest ciekawe, co cię triggeruje – co jest twoim triggerem do pisania blogposta. Kolekcjonowanie tych triggerów – bardzo wierzę w tę siłę różnych nawyków – to jest istotna rzecz i na przykład triggerem może być dla mnie to, że mój kolega z firmy, Paweł zapytał mnie o coś na Slacku i w sumie to jest bardzo dobre pytanie. Wiem, że dobrze je zaadresował, że mogę na to odpowiedzieć i mogę odpisać mu na Slacku, a mogę też napisać blogposta i wtedy moją personą staje się Paweł, któremu tłumaczę to tak, aby do niego dotarło. Paweł reprezentuje jakiś styl bycia programistą i to trafi też do większej liczby osób. Mnie to pomaga. Myślę sobie też o – trochę jesteśmy jako Arkency bardziej zaawansowani w tych rzeczach, samych swoich klientów na książki, na kursy, więc myślę sobie nawet czasami o tym konkretnym kliencie, który właśnie kupił książkę i myślę, co spowodowało, że kupił. Czasami ludzie piszą do nas maila albo tweetną, że czytają to i tworzyło im to na coś oczy. To już dla mnie jest triggerem, żeby w takim razie zablogować o tym jeszcze konkretniej.
Tak – persony bardzo polecam. Niektórym pomaga wizualizować. Szczególnie że zachęcam do takiego stylu blogowania mało formalnego. Dokładnie tak, jakbyśmy tłumaczyli komuś, kto siedzi obok nas. Na konferencji kogoś poznaliśmy i im tłumaczymy co robimy albo właśnie komuś z firmy tłumaczymy, co dzisiaj zrobiliśmy. Albo podczas code review się troszeczkę tłumaczymy z czegoś w kodzie. Dokładnie to, co w commit message napisałeś, napisałaś, to prawdopodobnie też jest dobrym początkiem blogposta albo nawet całym blogpostem.
Tak – persony bardzo polecam. Niektórym pomaga wizualizować. Szczególnie że zachęcam do takiego stylu blogowania mało formalnego. Dokładnie tak, jakbyśmy tłumaczyli komuś, kto siedzi obok nas.
To są takie – można powiedzieć, że techniki związane z personami.
Okej, to jak podejść wobec tego do kodu źródłowego we wpisie blogowym? Z jednej strony ile to już jest za dużo kodu w stosunku do normalnego tekstu, który stanowi trzon tego blogposta, a z drugiej strony jak podejść do tego – bo powiedziałeś, że warto rozpocząć od bloga firmowego. Jak podejść do dzielenia się kodem źródłowym, który pochodzi z projektu realizowanego dla naszego pracodawcy w ten sposób, żeby nie pokazywać za dużo, nie upowszechniać zbyt drażliwych rzeczy?
Ile kodu – tyle, ile lubią moje persony, a one bardzo lubią kod. U mnie sporo blogpostów jest bardzo ciężkich kodem, a mniej treścią. Zawsze staram się pisać co z czego wynika. Bardzo lubię takie blogposty, gdzie pokazuję kawałek kodu przed zmianą i po. Jestem jedną z tych osób, która bardzo lubi temat refactoringu i chcę tłumaczyć jakie techniki zastosowałem albo chciałbym poddać to dyskusji – może wcale nie był udany? Czasami pokazuje to też większy cel, że robię architekturę całą, ale robię to małym krokami. Tym bardziej te before-after blogposty są super.
Uważam, że tego kodu można naprawdę dużo wrzucać. Wiadomo – chodzi o to, żeby go też opisywać, żeby trochę tej treści jednak w tym wszystkim było. Jeśli chodzi o kwestie firmowe, prawne wręcz wobec klientów czy naszej firmy, no to musimy się oczywiście trzymać pewnych ustalonych zasad. Z niektórymi naszymi klientami mieliśmy bardzo luźną sytuację i powiedzieli nam, że możemy blogować właściwie o wszystkim, co jest w kodzie, bo są zadowoleni. Mam jednego klienta, który był mega dumny z tego, że tak blogujemy o tym i troszeczkę był techniczny, więc to ułatwiało życie, ale w jakimś sensie jemu się to podobało. Są oczywiście klienci, z którymi jesteśmy bardzo ostrożni, bo są fragmenty kodu, których nie powinniśmy pokazywać jak coś działa dokładnie. Natomiast możemy to lekko zatuszować, trochę pozmieniać nazwy, pozmieniać główny algorytm albo ująć to w innym kontekście i okazuje się, że wszystko jest zupełnie okej. I to wcale nie jest trudne. Jak już raz przymierzysz się do kawałka kodu, w którym chciałbyś zrobić kopiuj-wklej, ale trochę jednak wypada pozmieniać, no to czasami nawet dla czytelnika może być lepsze rozumienie tego, że damy trochę bardziej sensowne nazwy, nie użyjemy może bardziej generycznego przykładu. Myśmy się z tymi problemami prawnymi nigdy nie spotkali, ale oczywiście od początku podchodzimy do tego z dużym szacunkiem i wiemy, z którymi klientami, na co możemy sobie pozwolić.
Na przykład w Arkency mamy zasadę, że jeśli są tzw. nasze wewnętrzne tematy czy nasze wewnętrzne produkty, wewnętrzne kawałki kodu, to tutaj jesteśmy tak transparentni, jak się da, włącznie z tym że po prostu dzielmy się wręcz nawet zachęcam do tego – dzielmy się wszystkim, nad czym pracujemy wewnętrznie, nawet tym jak odświeżamy serię naszych książek programistycznych, e-booków i też blogujemy o tym, w jaki sposób do tego podchodzimy. Mimo że to wychodzi poza zainteresowanie przeciętnego programisty, ale ludzie już nas znają. Nasze strony ich interesuje, coś konkretnego, co robimy. Pozwalamy się więc tutaj śledzić.
Okej. W Internecie pewnie można znaleźć mnóstwo takich cmentarzysk blogów. Ludzie rozpoczynają, nawet coś sensownego tworzą, ale nikt oprócz Google Bota tego nie czyta.
Jak się przełamać do promowania własnych treści, żeby z jednej strony złamać właśnie obawę przed dzieleniem się tym, co już powstało, a z drugiej strony jak to robić? Jak najsensowniej promować swoje blogposty?
Tutaj jest różnie. Niektóre osoby są bardzo mocno motywowane tym, że wiele osób będzie to czytało. Jeśli więc taką osobą jesteś – ja na pewno – no to warto zainwestować w te umiejętności promowania, marketingu, wręcz sprzedaży i się z nimi obyć. U nas w świecie programistycznym jeszcze jakiś czas temu był z tym duży kłopot, że ludzie uważali, że promowanie swoich treści to jest wręcz takie faux-pas, ale wydaje mi się, że to się już pozytywnie zmienia. Nawzajem nawet sobie pomagają i jest fajna mikrospołeczność w świecie IT. Są możliwości dzielenia się tymi blogpostami swoimi na różnych grupach facebookowych co tydzień na przykład. Warto z tego korzystać. Warto też być – jeśli jesteś po tej drugiej stronie, to warto powiedzieć dwa miłe słowa, że fajny wpis, nie pomyślałem o tym z tej perspektywy. To jest jakieś motywujące dla tych osób, które napisały blogposta, a potem troszkę obserwują ten Google Analytics, a tam troszkę mało tego ruchu. Albo jest ruch, ale w sumie to nie wiadomo, czy się ludziom podoba czy nie. Zachęcam właśnie do takiego lansowania swoich treści, nie krępowania się z tym za bardzo.
Jeśli piszesz, to chociaż wklej to znajomym na firmie albo na Slacku firmowym czy gdzieś tam, w jakichś miejscach gdzie dyskutujecie. Ciężko mi uwierzyć, że ktoś może mieć frajdę z tego, że pisze tylko i wyłącznie do szuflady. Mogę być szczególnie motywowany pewną skalą czytania moich rzeczy, ale podejrzewam, że to jest jakaś taka mocna motywacja mimo wszystko. Tutaj akurat myślę, że największy kłopot z tymi cmentarzyskami to są sytuacje, kiedy z jednej strony chcesz blogować, a z drugiej masz wewnętrzne przekonanie, że promowanie swoich treści jest złe. Wtedy bardzo szybko stracisz motywację, więc to trzeba w sobie przerobić, że promowanie swoich treści jest dobre, bo tak naprawdę – odpiąć od siebie to ego.
Napisałeś, napisałaś coś wartościowego i podziel się tym dla dobra tych innych. To nie dla twojego dobra, tylko dla innych. W tym celu to robisz.
Dokładnie, dokładnie. Z blogami myślę, że jest podobnie jak z podcastami. Najwięcej jest tych z jednym wpisem. Startujemy, wyznaczamy sobie jakąś rutynę publikowania, bo niektórzy tak robią, że raz na tydzień, raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc sobie wrzucają sukcesywnie te blogposty. To może być z jednej strony nudne, taka rutyna, ale z drugiej możemy podejść tak na hura, startować i ten zapał bez planu szybko wygasa.
Masz na to jakąś radę? Jak działać, żeby blog nie umarł, zanim miał szansę gdziekolwiek się pokazać i wypłynąć?
Mam jedną, nietypową, aby zrobić sobie test Gallupa. Wskaże twoje silne strony –
Bardzo nietypowa!
Test Gallupa – myślę, że nawet nie jest specjalnie kontrowersyjny, chociaż widzę, że wiele osób podchodzi do tego z dużym dystansem. I dobrze, bo dystans jest potrzebny. Nie można sobie próbować z 34 labelek budować wizerunku człowieka. Każdy jest unikalnie inny, ale test Gallupa to jest kilkaset pytań, na których bazie dostajesz 34 posortowane, ale dla wszystkich te same talenty, tylko. Różnej kolejności.
Jeśli mi na przykład wychodzi jakieś konkretne talenty na górze, czyli u mnie to jest odkrywczość, strateg, wizjoner, bliskość i poważanie. To ja trochę bardziej dzięki temu jestem świadomy niż byłem przed zrobieniem tego testu, co mną kieruje – może nie tyle, ile jakie są moje silne strony. Ta pierwsza – odkrywczość – trochę łatwiej przychodzi mi łączenie idei z różnych światów. I faktycznie jak spojrzę na te blogposty, kiedy pokazywałem, jak coś jest zrobione w Javie, jak coś jest zrobione w Ruby albo że w Railsach ta technika jest wzięta stamtąd, a ta technika stamtąd. Bardzo lubię w ten sposób myśleć, więc łatwo przychodzi mi pisanie postów, które w taki sposób te tematy ujmują. Łącze czasami kropki, które niekoniecznie są łatwe do połączenia innym osobom. To jest jakiś mój jeden flow, który mogę wykorzystać, aby ten nawyk blogowania sobie podtrzymywać. Bo to nawet nie tylko tyle, że to jest dla mnie łatwe – to autentycznie daje mi frajdę. Czyli jeśli ja teraz dużo bloguję na tematy związane z domain-driven design, to lubię łączyć to na przykład – okej, jak ktoś mówi, że programowanie funkcyjne jest lepsze niż DDD. Mówię – to się świetnie łączy i ktoś tam nawet o tym książkę napisał i możemy się tutaj pobawić. Albo ktoś mówi, że w Elixirze jest fajna ta cała platforma erlangowa pod spodem i że to jest idea aktorów. Mówię – super, bo to jest idea aktorów, model aktorowy z lat 70. to znamy! I możemy się już tym bawić. Tak naprawdę to jest bardzo zbliżone do obiektówki, mimo że bardziej nazywa się funkcyjne w świecie Erlanga.
Bardzo lubię bawić się tymi rzeczami. To jest dla mnie moje flow. Lubię też właśnie strategię – jestem niby strategiem według Gallupa i też zauważyłem, że stosunkowo łatwo przychodzi mi pisanie takich blogpostów, gdzie przedstawiam pewien planer faktoringowy. Pewną strategię re-faktoringową. Lubię nazywać techniki, lubię je kolekcjonować, dobierać według potrzeb lubię te wszystkie zestawy technik typu książka „Refactoring” Fowlera czy książka „Legacy” Feathersa.
Taki test Gallupa – i oczywiście to nie znaczy, że akurat moje talenty są jakieś super i najlepsze, po prostu chodzi o to, że każda z nas ma unikalne. Nawet jak się ktoś zewnętrzny, czyli taki automat Gallupa nam je wskaże to możemy na to spojrzeć troszkę na siebie z perspektywy takich pozytywnych stron. I te pozytywne strony później warto wykorzystać. Może na przykład twoją pozytywną stroną i siłą jest to, że bardzo lubisz się uczyć co chwilę nowych rzeczy – blogowanie będzie cię tylko nakręcało, bo możesz blogować o tym, czego się uczysz. To jest super. Może być na przykład, że super kolekcjonujesz różne linki. Sam na przykład nie jestem taką osobą. Czasami ludzie myślą, że wszyscy są tak dobrzy, jak oni w kolekcjonowaniu różnych linków, grupowaniu ich, kategoryzowaniu, tagowaniu. Sam nie jestem i bardzo cenię sobie te różne katalogi, które ktoś potem udostępnia, bo udostępnił swoje bookmarki tak naprawdę. Dla nich właściwie to jest takie zero-effort. Bez obciążenia.
To jest moja nietypowa technika na to. Użyłem testu Gallupa jako narzędzia, żeby trochę lepiej zrozumieć swoje własne siły i spojrzeć na to z dystansu, potem te swoje talenty, swoje silne strony wykorzystać do podtrzymywania nawyków, ale też, żeby było jasne, nie jestem – troszkę to z tych talentów to zostało pokazane i sobie to zaakceptowałem – nie będę nigdy naturalnie systematyczny w działaniu. W pełni w sobie akceptuję to, że mam falę blogowania. Falę podcastowania, która na pewno się skończy. Mam falę działania na Instagramie w tym momencie i o dziwo, póki co się nie kończy po pół roku, ale podejrzewam, że w jakimś momencie może się troszeczkę uciąć, więc ja trochę bardziej korzystam z tych fal.
Okej, w tym momencie podcastowanie, nagrywanie mi nie leży, mi akurat – ale szanuję osoby, które systematycznie to robią, jak na przykład ty, więc nie będę też z tym za mocno walczył. Tych form ekspresji jest jednak dużo i cieszę się z tego, że jest ich dużo. Czyli sobie skaczą po tym. Prawdopodobnie kiedyś nawet na Tik-Toka nawet wskoczę, ale jeszcze nie teraz.
To będę oglądał, czekamy!
To jest bardzo ciekawa perspektywa. Zrozumienie siebie i zrozumienie też – taka świadomość, że inni są po prostu inni i poprzez takie zrozumienie wiemy co nas napędza i w jaki sposób możemy działać. Sam się zgadzam z tym, co mówi Dominik Juszczyk, że „Talenty Gallupa” – w ogóle pewnie nasze cechy – „Nie powiedzą nam co możemy robić, tylko jak możemy coś robić”. Poprzez ten pryzmat talentu Gallupa, który mamy, możemy wyznaczyć czy też zrozumieć, w jaki sposób nasze blogowanie może wyglądać albo jakiego typu blogposty chcemy tworzyć, dla kogo. To może być taki fajny kierunkowskaz dla nas.
Tak i myślę, że warto też słuchać osób dookoła siebie, które mówią co dokładnie im się podoba w twojej działalności czy na przykład- ty masz świetny głos radiowy i naturalnie pasujesz do podcastów. Widać, że umiesz systematycznie w tym działać i jesteś wokół tego dobrze zorganizowany, więc jeżeli podcastowanie tobie bardziej leży, to nie ma też co na siłę wskakiwać na blogowanie.
Mnie ludzie też mówią, że mam w miarę dobry głos, potrafię coś powiedzieć, ale na przykład podcastowanie dla mnie – miałem swoje fale, ale na przykład już bardziej mi leży taka forma video-stories jak na Instagramie w tym momencie praktykuję. Akurat tak najdłużej potrafię utrzymywać swoje działanie. Bo trochę jest taki low-effort na to wszystko. Włączam kamerkę, działam – nie ma tego w podcastowaniu. Dlatego mam ogromny szacunek do wszystkich, którzy tworzą podcasty. Do ciebie, ostatnio byłem gościem u Mariusza Gila. To wymaga już jednak pewnego nakładu organizacyjnego. Trzeba się umówić, zaplanować pytania, przygotować skrypt, później to zedytować, zmontować, polansować – to jest sporo pracy!
Dlatego nie wszyscy chcą to robić. Sam mogę, jeśli mam wsparcie asystentki. Ostatnio mam, więc mógłbym na to wskoczyć ponownie. Bardziej mi pasują te kanały – właśnie blogowanie no i bardziej InstaStory, wcześniej to był Snapchat. Odblokowałem się w kamerze i wcale nie było to dla mnie oczywiste na samym początku, ale z czasem to było łatwe. No i tez to jest ciekawy flow na blogowanie – czyli nagrywam InstaStory i dużo osób – rezonuje to z nimi. Komentują i na privie, i gadamy sobie o tym – kształtuje mi się pewnego rodzaju narracja, którą czasami wrzucam na bloga. Czyli powiedzmy, że to jest takie – blogpost, który powstał tak naprawdę na Instagramie.
Świetnie, świetnie – myślałem, że pójdziemy w lekkie dygresje, ale widzę, że bardzo zwinnie i sprytnie wróciłeś do głównego tematu, więc podążamy dalej. Czy według ciebie teraz taka – teraz temat firmy z kolei – czy według ciebie firma programistyczna powinna mieć swój blog i zachęcać też osoby tam pracujące do tego, żeby blogować – a może wręcz płacić programistom będącym na pokładzie po to, żeby ten kontent stworzyli? Ponieważ – co by nie było – to może być istotny element marketingu tej firmy.
Zdecydowanie uważam, że firmy programistyczne powinny mieć bloga. Nie ważne, czy jest profil software house’u czy bardziej produktowa firma to blog jest świetnym i stosunkowo niedrogim marketingiem. Bardzo często też nawet narzędziem sprzedażowym.
U nas w Arkency blogowanie jest czasem pracy, jak najbardziej – więc oczywiście to jest płatne, ale już nie będę mówił, że wszystkie firmy tak mają robić, ale wydaje mi się to naturalne, że to jest czas pracy. Powiedziałbym wręcz, że czasy są takie, że naprawdę trudno jest też wybić się ze swoim jakimś przekazem co robisz i jakoś dotrzeć do tych ludzi po drugiej stronie, do których zależy ci, żeby dotrzeć. Blogowanie – dzisiaj się na tym skupiamy, ale uważam, że każda firma powinna mieć swój podcast i kanał na YouTube. Takie podstawowe elementy, czyli blog, YouTube, podcast, Twitter czy Instagram – oczywiście jeśli to cmentarzysko, to troszeczkę przykro. Jakaś w miarę przemyślana wokół tego strategia jak w miarę niskim kosztem tutaj działać jest spoko. Słyszałem o różnych niebezpieczeństwach – czyli na przykład w Arkency nam się udało uniknąć pułapki perfekcjonizmu i każdy może blognąć i nie ma systemu decyzyjnego, co się nadaje na publikację a co nie. Słyszałem o firmach, gdzie każdy blogpost musi przejść przez szefa i szef bardzo do tego wybiórczo podchodzi. To może zniechęcić do blogowania. Szczególnie osoby z naszej branży, czyli programistów – nie jest to nasze naturalne flow, żeby dzielić się w taki sposób wiedzą, więc – ja układam strategię jak najmniejszej ilości blokerów, biurokracji czy procesów decyzyjnych. Każdy u nas może zablogować w dowolnej chwili i na dowolny temat.
Nie przypominam sobie żadnego naprawdę dużego fakapu związanego z blogowaniem, ale nawet jak ktoś zrobi błędy gramatyczne, no to trudno. Nawet ostatnio zrobiliśmy już opensourcowe repozytorium naszych blogpostów, czyli każdy czytelnik może nam poprawić literówki i my po prostu dostajemy takiego pull requesta i możemy to zaakceptować.
Marketingowo, sprzedażowo wydaje mi się – tyle, na ile ja rozumiem marketing i sprzedaż to wręcz obowiązkowe. Dodam tylko, że akurat w Arkency mamy trochę ułatwiony powód blogowania i motywację blogowania, bo u nas – my nawet do klientów docieramy od strony technicznej. Najczęściej docieramy do klientów biznesowych poprzez ich CTO albo poprzez ich senior developerów. W związku z tym dla nas blogpost jednocześnie odgrywa rolę szukania klientów i rolę rekrutacyjną. Czyli wielu programistów chce u nas pracować, ponieważ te blogposty pokazują pewne fajne wartości programistyczne. To przyciąga ludzi do nas. Mamy więc już klientów, mamy programistów a jeszcze mamy klientów na nasze książki, na nasze kursy. U nas blogpost ma szczególnie ogromną wartość i można powiedzieć, że wręcz my się zoptymalizowaliśmy pod tego bloga, który wyszedł troszeczkę przypadkowo. Nie miał takich przemyślanych strategii, jak dotąd to może wynikać i brzmi, ale trochę się zoptymalizowaliśmy pod to, że okazało się, że mamy bardzo duży ruch na blogu, budowała nam się lista mailingowa. Ludzie chcą naszego przekazu słuchać i czytać, i oglądać, więc to dotarcie do naszych klientów poprzez CTO na przykład okazało się takim zrozumieniem, że tak jest, ani odkryciem, że to będzie nasza strategia. To bardziej wyszło już z faktu.
Najczęściej docieramy do klientów biznesowych poprzez ich CTO albo poprzez ich senior developerów. W związku z tym dla nas blogpost jednocześnie odgrywa rolę szukania klientów i rolę rekrutacyjną. Czyli wielu programistów chce u nas pracować, ponieważ te blogposty pokazują pewne fajne wartości programistyczne.
Rozumiem. Z tego, co ja widzę, to te blogi firmowe firm z IT zawierają bardzo okrągłe blogposty. Czyli takie faktycznie, w które ktoś włożył ileś czasu, ileś poświęcenia. Parę razy miałem okazję obserwować taką sytuację, kiedy dla firmy to było oczywiste, że programiści takie rzeczy będą robić. Myślę, że to jest też istotne, że to wymaga ileś tam czasu, wymaga pracy, być może zrobienia researchu, zapisania trochę kodu i tak dalej, i tak dalej – więc jestem takiego zdania, że albo firma powinna dodatkowo za takie rzeczy płacić programiście albo po prostu w ramach czasu pracy powinien być jakiś okres, jakiś czas w ciągu dnia, tygodnia na to, żeby programista był w stanie takiego blogposta stworzyć. No bo to jest jakiś realny nakład pracy – nie wiem, czy się ze mną zgodzisz?
Tak! Trzeba sobie przemyśleć wewnętrznie. Każda firma ma inną kulturę, więc ja też nie chcę emanować tu tą arkensową kulturą, gdzie ona jest trochę bardziej rozproszona i u nas – nie ma dedykowanych czasów w ciągu tygodnia. Po prostu jest kultura bardzo mocnego zachęcenia do blogowania i to jest wręcz oczekiwane, że się bloguje. To nie jest też tak z drugiej strony, że ktoś jest obwiniany, że nie bloguje, ale jest to po prostu bardzo mile widziane – są wręcz elementem naszej kultury, że się bloguje i dzielimy się tą wiedzą, bo tak jak powiedziałem – u nas to jest od razu korzyści na wielu, wielu frontach.
Tutaj faktycznie te okrągłe blogposty zauważam na blogach firmowych – to trochę wynika z tego, że niektóre firmy bardziej idą w taki marketing do ludzi biznesowych i myślą wtedy, że trzeba docierać bardziej biznesowym kontentem a mniej technicznym. To właśnie może by różnie – niektóre biznesy jednak albo mają swojego CTO, albo są sami źle techniczni. Jeśli na przykład trafiają na blogpost firmowy kogoś tam, to właśnie chcieliby zobaczyć trochę tej ekspertyzy, głębi przekazu. Nawet jeśli to jest w miarę krótki blogpost, ale z bardzo konkretnym, głębokim rozwiązaniem problemu technicznego – z jakimś stack-trace’em na przykład czy czymś podobnym. Wydaje mi się – nawet jeśli ktoś tego nie rozumie, to chyba tego właśnie szuka. Tych ekspertów, którzy są lepsi od niego.
U nas na przykład kompletnie nie ma takich treści okrągłych, typu „Zalety zoutsourcingowania programowania na zewnątrz”. Widzę, że wiele firm próbuje robić takie strategie. Nie mówię, że to nie działa – wydaje mi się, że trudno jest się na tym przebić na tym bardziej biznesowym kontencie.
A czy ty osobiście byś coś zmienił w swojej historii blogowania? Czegoś robiłbyś więcej, czegoś robiłbyś mniej? Inaczej podszedłbyś do pewnych zagadnień?
Nie mam jakichś specjalnych zarzutów do nas czy do siebie tutaj. Może co najwyżej myślę, że moglibyśmy tego robić jeszcze więcej. To daje ogromną wartość. Nawet nie mówię tu w rozumieniu wartość taką biznesową dla Arkency, że to coś się przekłada na jakieś pieniądze, tylko wierzą w to, że każdy twórca i podcastu i bloga, i innych środków przekazu bardzo mocno w to wierzę – popycha ten świat do przodu. To są takie małe cegiełki, bardzo konkretnym osobom się pomaga, ale tego się nie widzi. Nie widzimy tego człowieka, który natrafia na problem w swoim projekcie i właśnie się twojemu blogpostowi jakiś projekt poszedł ileś tam dni czy godzin do przodu prędzej. To tak mniej więcej jednak działa.
Warto mieć tego świadomość taką właśnie misyjną też! Do nas nie mam zarzutów. Zrobiliśmy 300 kilkadziesiąt blogpostów przez te kilka lat, więc naprawdę zrobiliśmy świetną robotę. Jestem dumny z naszej ekipy i dało nam to wiele korzyści, więc idziemy dalej. Nawet blogposty uruchomiły całą naszą machinę edukacyjną, gdzie jeszcze mocniej nas to motywuje do tego, żeby wydawać kolejne książki, teraz są bardziej kursy na to, więc wydajemy kursy. Wielu ludzi ze świata Ruby nas ceni. Też nie trzeba się obawiać tego, że nasz przekaz nie do wszystkich musi trafiać. Niektórzy ludzie nas nie lubią, bo mówimy o takich rzeczach typu domain-driven design, no to w świecie Ruby ono jest niekoniecznie mile widziane.
Spoko – to trzeba zaakceptować, że po prostu jesteśmy jacyś. Niektórzy nie lubią, niektórzy nie. Jesteśmy w tym bardzo konkretni.
Powiedz – jakiś czas temu wieszczono schyłek blogowania. Mówiono, że video to jest ten nowy król, że YouTube tak naprawdę przejmie kompletnie uwagę odbiorców. Jestem ciekawy jak to widzisz? Czy do pewnego czasu obserwujesz spadek liczby odwiedzających na blogu? Czy według ciebie ta Złota Era blogów przeminęła i nie powróci? Jak na to patrzysz?
Faktycznie u nas jest minimalny spadek wobec tego, co było wcześniej, jeśli chodzi o ruch, ale to wynika z tego, że tych blogpostów publikujemy mniej i trochę jedziemy na naszym dotychczasowym archiwum, a jednak trzeba na bieżąco w miarę blogować, żeby konkurować. Natomiast nie wieszczę śmierci blogowaniu, bo wszystko wynika od kontekstu. Kontekst jest taki, że jako programiści – my akurat piszemy dla programistów – więc dopóki oni siedzą przy komputerze pisząc program, a to jest naturalne, póki co, a nie na komórce na przykład, no to czytanie jest po prostu najszybszym sposobem znalezienia, zeskanowania gdzie jest jakaś pomocna informacja, zeskanowania tego wszystkiego. Cieszę się, że powstaje vdeo – sam nagrywam i bardzo lubię ten format. Sam używam Instagrama i tworzę, i konsumuję tam dużo treści. I po prostu wszystko jest pod konkretny kontekst. Jak jestem z telefonem w ręku i siedzę w pociągu czy jako pasażer w aucie i mam słuchawki, to będę konsumował bardziej video. Ale jak nie mam słuchawek, to będę konsumował treść pisaną. Wydaje mi się, że sposobów konsumowania wszystkiego rodzaju treści jak jakby – więcej czasu spędzamy robiąc to i blogowanie to nie tyle cierpi, ile rośnie cały czas. A video i Instagram to dodatkowe, nowe możliwości. Nie traktuję tego, jak konkurencji. Uważam, że to wszystko może się fajnie dopełniać.
Wydaje mi się, że sposobów konsumowania wszystkiego rodzaju treści jak jakby – więcej czasu spędzamy robiąc to i blogowanie to nie tyle cierpi, ile rośnie cały czas. A video i Instagram to dodatkowe, nowe możliwości. Nie traktuję tego, jak konkurencji. Uważam, że to wszystko może się fajnie dopełniać.
Podcasty – można mieć transkrypcję, blog można łatwo zamienić w podcast i nawet jeśli wiem, że konkretny blogpost jest dla mnie ważny, to nagram do tego właśnie dodatkowo podcast, póki jestem w tym samym flow. Bo wiem, że dla niektórych ludzi – to też oczywiście zależy – niektórzy ludzie dużo czasu spędzają słuchając podcastów. Chcę do nich dotrzeć, zależy mi na tym – więc do nich dotrę nagrywając podcast. Do kogoś innego nagrywając YouTube. Jak nagram dobre video to poproszę asystentkę, żeby zrobiła mi z tego wersję audio w jakimś narzędziu i lansujemy tę wersję audio na podcaście, więc to wszystko się według mnie ze sobą łączy. Nie trzeba patrzeć na jakieś tam – któremu medium w tym momencie idzie gorzej czy lepiej. W żadnym wypadku jednak nie widzę tutaj, przynajmniej w branży programistycznej wręcz daleki jestem od tego – tych kawałków kodu nie da się inaczej pokazać, niż na blogu. Wygrywamy więc!
No tak. W podcaście raczej trudno mówi się o takich bardzo technicznych aspektach kodowania, także absolutnie się zgadzam.
Andrzej – bardzo ci dziękuję. Bardzo ciekawa rozmowa, dzięki, że podzieliłeś się tą historią blogowania. Myślę, że po przesłuchaniu tego odcinka podcastu niejedna osoba rozpocznie swój blog. Trzymam tylko kciuki, żeby się nie skończyło na jednym wpisie. Myślę, że to są mimo wszystko potrzebne treści, tak jak tutaj rozmawialiśmy. I te wątki, o które cię pytałem – ważne, żeby większość osób na początku sobie wzięła pod rozwagę, przemyśleć po co w ogóle chcą blogować.
Z mojej strony – bardzo dziękuję i powiedz proszę na koniec, gdzie można cię znaleźć w Internecie?
Zachęcam do kontaktu najbardziej przez polskiego Instagrama – AndrzejKrzywda_po_polsku. Tam jak już ktoś mnie zaobserwuje, to zachęcam również do napisania privka do mnie – napisz „Andrzej, fajna rozmowa u Krzysztofa, dzięki”. Jeśli faktycznie przymierzasz się do blogowania albo miałeś kiedyś przymiarki, nie wyszło albo zamierzasz ponownie, to śmiało napisz mi na privka. Próbuję pomagać tam ludziom na tyle, na ile mogę.
Tak samo w szerszym temacie budowania wizerunku staram się ludziom pomagać, więc to darmowe szkolenie, o którym wcześniej rozmawialiśmy i również na moim privku można zagadać, powiedzieć „Andrzej, mam taki kłopot” – nie obiecuję, że jestem w stanie wszystkim pomóc, bo trochę ta liczba ludzi zaczyna rosnąć, ale staram się! To moja misja, żeby więcej ludzi blogowało, więc postaram się pomóc. I dziękuję, Krzysztof za dzisiejszą rozmowę – i tak jak wspominałem. Dla mnie jesteś jednym z twórców, którzy popychają ten świat do przodu, także dziękuję ci za to.
Również bardzo dziękuję. Wszystkie linki oczywiście będą w notatce do tego odcinka. Dzięki i do usłyszenia. Cześć!
Dzięki, cześć!
I to na tyle z tego, co przygotowałem dla Ciebie na dzisiaj. Mam nadzieję, że historia Andrzeja zainspirowała cię na tyle, że przynajmniej przemyślisz czy założenie bloga może być użyteczne dla twojego rozwoju zawodowego.
Jeśli doceniasz to, co robię, wesprzyj mnie na Patronite. To taka platforma, na której możesz wspierać twórców internetowych w ich działalności. Mnie możesz wesprzeć kwotą już od 5 złotych miesięcznie. Mój profil znajdziesz pod adresem porozmawiajmyoit.pl/wspieram
Link również w notatce do tego odcinka.
Jeśli masz jakieś pytania, pisz śmiało na krzysztof@porozmawiajmyoit.pl.
Jeśli spodobał Ci się ten odcinek i nie chcesz przegapić kolejnych epizodów podcastu, zasubskrybuj go w swojej aplikacji podcastowej. Jeśli nie wiesz jak to zrobić, wejdź na stronę porozmawiajmyoit.pl/subskrybuj.
Nazywam się Krzysztof Kempiński, a to był odcinek podcastu Porozmawiajmy o IT o blogowaniu dla programistów.
Zapraszam do kolejnego odcinka już za tydzień!
Cześć!