POIT #101: Od studenta do developera

Witam w sto pierwszym odcinku podcastu „Porozmawiajmy o IT”. Tematem dzisiejszej rozmowy jest droga od studenta do developera.

Dziś moim gościem jest Artur Figiel – absolwent informatyki na Politechnice Krakowskiej. Swoją przygodę z IT rozpoczął w wieku 16 lat. Zaczynał od testów automatycznych by pokierować swoją karierę w kierunku Ruby on Rails a ostatnio Node.js. Team leader w Netguru. Pasjonuje się pływaniem, łucznictwem, narciarstwem i fotografią.

W tym odcinku o drodze od studenta do developera rozmawiamy w następujących kontekstach:

  • na co zwracać uwagę podczas studiów myśląc o karierze programisty?
  • jak studenci mogą doświadczyć prawdziwej pracy na rynku pracy?
  • czy student powinien się specjalizować?
  • jaką ścieżkę wybrać w świecie pełnym specjalizacji?
  • czy studia i praca to dobre połączenie?
  • jak mądrze planować karierę?
  • na co zwrócić uwagę szukając pierwszej pracy?
  • jak mierzyć siły na zamiary?
  • jak uczyć się od kolegów i koleżanek starszych stażem?
  • co jest największym wyzwaniem w pierwszej pracy?
  • jak się wyróżnić nie mając jeszcze doświadczenia zawodowego?

Subskrypcja podcastu:

Linki:

Wsparcie na Patronite:

Wierzę, że dobro wraca i że zawsze znajdą się osoby w bliższym lub dalszym gronie, którym przydaje się to co robię i które zechcą mnie wesprzeć w misji poszerzania horyzontów ludzi z branży IT.

Patronite to tak platforma, na której możesz wspierać twórców internetowych w ich działalności. Mnie możesz wesprzeć kwotą już od 5 zł miesięcznie. Chciałbym oddelegować kilka rzeczy, która wykonuję przy każdym podcaście a zaoszczędzony czas wykorzystać na przygotowanie jeszcze lepszych treści dla Ciebie. Sam jestem patronem kilku twórców internetowych i widzę, że taka pomoc daje dużą satysfakcję obu stronom.

👉Mój profil znajdziesz pod adresem: patronite.pl/porozmawiajmyoit

Pozostańmy w kontakcie:

 

Muzyka użyta w podcaście: „Endless Inspiration” Alex Stoner  (posłuchaj)

Transkrypcja podcastu

To jest 101. odcinek podcastu Porozmawiajmy o IT, w którym z moim gościem rozmawiam o drodze od studenta do developera. Przypominam, że w poprzednim epizodzie świętowałem 100. odcinek! 

Wszystkie linki oraz transkrypcję dzisiejszej rozmowy znajdziesz pod adresem porozmawiajmyoit.pl/101

Ocena lub recenzja podcastu w Twojej aplikacji jest bardzo cenna, więc nie zapomnij poświęcić na to kilku minut. 

Sukces przeważnie dla każdego znaczy coś innego – wielu wiąże go z pracą zawodową. Duże organizacje dają narzędzia i możliwości do tego, by odnieść sukces. Również w branży IT duże organizacje otwierają wiele szans na to, by rozwijać karierę. W tego typu organizacjach mamy możliwość udziału w dużych, różnorodnych i międzynarodowych projektach. 

Możemy uczestniczyć w szkoleniach i projektować swoją ścieżkę rozwoju. Czy musi to jednak oznaczać wzięcie udziału w wyścigu szczurów? Jakie możliwości rozwoju kariery w branży IT dają nam duże organizacje? O tym rozmawiam w najnowszym odcinku podcastu TECH MASTER CLASS, do którego prowadzenia zostałem zaproszony przez ING Tech Poland. Moim gościem jest Mariusz Sosna, tribe lead w ING Tech Poland, autor książki „Pracuj z Głową”. 

Zapraszam serdecznie – podcast jest dostępny na Spotify, YouTube i innych platformach podcastowych. 

Nazywam się Krzysztof Kempiński a moją misją jest poszerzanie horyzontów ludzi z branży IT. Środkiem do tego jest między innymi ten podcast. 

Zostając patronem na platformie Patronite możesz mi w tym pomóc już dziś. Wejdź na porozmawiajmyoit.pl/patronite i sprawdź szczegóły!

Jednocześnie bardzo dziękuję moim obecnym patronom. 

Teraz życzę Ci miłego słuchania! 

Odpalamy! 

Cześć! Mój dzisiejszy gość to absolwent informatyki na Politechnice Krakowskiej – swoją przygodę z IT rozpoczął w wieku 16 lat. Zaczynał od testów automatycznych, by pokierować swoją karierę w kierunku Ruby on Rails, a ostatnio Node.js. 

Team leader w Netguru, pasjonuje się pływaniem, łucznictwem, narciarstwem i fotografią. Moim i Waszym gościem jest Artur Figiel. 

Cześć, Artur! Bardzo mi miło gościć Cię w podcaście. 

Cześć, Krzysztof! Bardzo dziękuję za zaproszenie. Dzięki śliczne. 

Przyjemność po mojej stornie. Z Arturem porozmawiamy sobie dzisiaj o drodze od studenta do developera. 

Artur, mam nadzieję, że słuchałeś już kilku odcinków i wiesz, jak to się rozpoczyna. 

Tak jest!

Rozpoczyna się zawsze pytaniem o to, czy słuchasz podcastów i jeśli tak, to poproszę cię o twoje ulubione. 

Oczywiście! Nic nowego w tym temacie – tak, słucham podcastów. Myślę, że nie jesteś tu jedyny. Podcasty, jakich słucham to przeważnie Spotifyowe rzeczy, lubię słuchać w samochodzie. 

Z takich klasyków – myślę, że już się to pojawiło u ciebie kilka razy – TED, słynny tedzik. Przyznaję, że nie słucham nałogowo, jednego po drugim. Bardzo lubię wybierać konkretne elementy i robić cherry picki robić, jeśli chodzi o wybór podcastów. 

Kolejną rzeczą jest oczywiście Porozmawiajmy o IT. 

Dziękuję!

Tutaj też bardzo podobnie. Wybieram po prostu to, co mnie interesuje. Na przykład Pawła Dutkiewicza serverlessowe tematy, bo to jest mój dział, moje zainteresowanie. Pokrywa się z tym, co lubię słuchać i co robię w pracy. 

Ostatnim podcastem, który pojawia się w międzyczasie to AWS-owe podcasty, szczególnie konferencje, meet-upy końcoworoczne – jest ich tam ogrom do wyboru. To jest taka trójca, która najbardziej przejawia się w moich Spotifyowych przygodach i odsłuchaniach. 

To bardzo fajne historyjki, dzięki za to! 

Okej. W jednym z wcześniejszych odcinków podcastu rozmawiałem o studiowaniu informatyki. Temat naszej dzisiejszej rozmowy rozpoczyna się właśnie w tym momencie, czyli kiedy ktoś jest studentem, myśli o tym, żeby zostać programistą, żeby pokierować swoją drogę w kierunku bycia developerem. 

Na co według ciebie powinno się zwracać uwagę będąc na studiach i mając takie plany na swoją karierę? 

Możemy sobie założyć, że takim inputem naszym jest student I, II semestru, czyli początek. 

Myślę, że jeżeli już jest na studiach to znaczy, że ten mindset jest już przygotowany- czyli jest świadom tego, czego się podejmuje i z czym przyjdzie mu się mierzyć, więc nie będę zaczynał od tego, że ktoś musi się nastawić na dużą ilość nauki i zaprawienia się w tym dziale i temacie. Na co musisz zwrócić uwagę? Wydaje mi się, że przede wszystkim jest to podejście do tego, że czasem się nie uda, czasem popełnia błędy, czasem będzie bardzo ciężko, ale muszę znaleźć rozwiązanie, muszę sobie poradzić. Nie ważne w jaki sposób – muszę znaleźć jakiś output, muszę też zapytać i muszę popełnić ten błąd, żeby się nauczyć, dlaczego coś nie wyszło, dlaczego coś się nie udało. Dlaczego dna technologia nie działa, dlaczego wykładowca nie zaliczył mi egzaminu z fizyki.

Mówię to teraz z perspektywy czasu – sam przez to przechodziłem, wiem, z czym to się je. Dla mnie, gdybym się cofnął w czasie albo inaczej – gdybym mógł sobie dać radę, gdybym się spotkał teraz młodszym, tym z pierwszego roku, myślę, że byłoby to takie: „Hej, pogadaj z ludźmi, którzy tam byli, którzy tam są – niech ci opowiedzą co tam się dzieje, jacy są wykładowcy i jakie są egzaminy”. I według mnie nie powinno to niczego zmienić, tylko i wyłącznie powinno to dać jakiś światopogląd, którą uczelnię wybrać, w co iść. 

Dla mnie, gdybym się cofnął w czasie albo inaczej – gdybym mógł sobie dać radę, gdybym się spotkał teraz młodszym, tym z pierwszego roku, myślę, że byłoby to takie: „Hej, pogadaj z ludźmi, którzy tam byli, którzy tam są – niech ci opowiedzą co tam się dzieje, jacy są wykładowcy i jakie są egzaminy”.

Myślę, że oglądanie i czytanie sylabusów jest spoko podejściem, ale bardzo często niestety sylabus rozmija się z tym, co i w jaki sposób jest przedstawiane na studiach. Do tego pewnie wrócimy, ale wydaje mi się, że przede wszystkim opinie ludzi, którzy tam już byli lub ukończyli, są mega cenne. Oni mają już na sobie ten plecak nauki i doświadczeń i są w stanie podzielić się informacją „jak było”. 

Wiem, że to może brzmi dziwnie, ale z mojej perspektywy było to naprawdę cenne, gdy rozmawiałem z ludźmi, którzy już byli, ale jednak zabrakło mi paru informacji – takiego ładu, co robimy, kiedy się starać o pracę, kiedy zacząć pokazywać się na rynku. To był ten brak z mojej strony. 

To jest bardzo dobra rada, bo przeważnie ludzie są mili i chcą się dzielić taką wiedzą, to nie jest tak, że będą ją chować, ukrywać albo będą nas zwodzić. Zwyczajnie podzielą się tym, jak było, więc szkoda by było z tego nie skorzystać. 

No właśnie – pociągnijmy chwilę ten wątek odklejenia od rzeczywistości tego, jak przebiega ta nauka albo o czym jest ten student uczony, jaka informacja jest mu wkładana do głowy versus to, jak w rzeczywistości wygląda praca programisty. Myślę, że wszyscy się z tym spotkaliśmy i to jest taka typowa bolączka polskiego systemu edukacji. 

Niestety tak!

To z jednej strony – to że uczymy się o archaicznych technologiach, które nie są używane w biznesie na co dzień. To, że bardzo ciężko jest obecnie znaleźć przedmioty, które powiedzą ci albo wytłumaczą czy pokażą, jak ta praca programisty tak naprawdę wygląda, z jakimi rzeczami musi sobie radzić. 

Tak się zastanawiam, czy student mimo tych braków, o których powiedzieliśmy ma możliwość posmakowania realiów tej pracy? Żeby mógł zobaczyć, z czym to się je, z czym to się wiąże, żeby być może mógł nawet być w stanie prowadzić jakąś ewaluację. Czy to w ogóle jest droga dla niego? Czy są takie możliwości według ciebie? 

Bardzo zależy to do wykładowców. Nie tyle uczelnia, co ludzie, którzy wykładają dany przedmiot, którzy mówią to, co chcą powiedzieć według swojego sylabusa, są mega ważni, to jest chyba istota całego nauczania. Niestety – nie będę rekomendował czy jakkolwiek zachęcał na jakieś studia informatyczne, na których ja byłem. To było naprawdę świetne doświadczenie, poznałem masę fajnych ludzi i to było dla mnie najważniejsze. Zauważyłem właśnie taką dysproporcję, jeśli chodzi o wykładowców. Była naprawdę grupa świetnych, którzy mimo że mieli archaiczne tematy, mimo że zajmowali się działami, które naprawdę, wydaje mi się, były cofnięte o 10 lat, jeśli chodzi o porównanie biznesu i tego, co się dzieje na rynku, to mimo wszystko starali się znaleźć powiązanie z tym, co jest teraz, a z tym, co mają do przedstawienia na kartce. 

To jest ta cała idea – żeby nie nastawić się na to, że ja będę uczył się o archaicznej Javie jakiejś bankowej z x lat temu, bo mimo wszystko to może się przydać. Każda z tych rzeczy, która jest wykładana na uczelni, tak pospolicie mówiąc, naprawdę może się przydać. I to jest coś jak nauczanie – dzieci buntują się w okresie gimnazjalnym: „Dlaczego muszę się uczyć tych wszystkich przedmiotów?! Po co mi to? Ja tego nie użyję!”. Tak samo tutaj – są przedmioty, które się naprawdę nie przydają – szczególnie pierwszy rok, kiedy jest tzw. odsiew, kiedy student mierzy się z fizyką, matematyką i naprawdę nie rozumie, jak tak zaawansowane rzeczy i tak dogłębne rzeczy mogą się przydać w generowaniu tzw. CRUD-ów czy robieniu frontów. To jest naprawdę ważne. Ten umysł musi się uczyć, musi się poszerzać, musi poznawać nowe rzeczy. 

Dla mnie też bardzo fajne jest to, że takie nauczanie i te różne przedmioty – od elektrotechniki po inne tematy dały taką odskocznię od kodowania, od poznawania tego świata, także mogą jakoś zresetować ten umysł ucząc się kolejnych rzeczy. 

To ćwiczenie umysłu jest ważne, żebyśmy mimo wszystko jednak ćwiczyli zwoje, których będziemy używać, to raz. A dwa, okazuje się, że poznanie tych podstaw bardzo często może się ujawnić w najmniej spotykanym czasie, kiedy faktycznie na bazie tego będziemy musieli czegoś się douczyć albo posiadając jakieś podstawy pójdzie nam po prostu znacznie szybciej. 

Wydaje mi się, że żadna uczelnia nie jest w stanie przygotować na to, co się dzieje na rynku i na to, co się dzieje teraz, w tym momencie. Jest jednak to opóźnienie, taki lag studyjny, który wynosi rok, spokojnie dwa, co jest już naprawdę dużo w świecie IT. W świecie, gdzie paczki jsowe są produkowane w ilości set na godzinę, na dzień może. 

To jest taki głupi przykład, ale uczelnia nie jest w stanie nadgonić tego pędu, który narzucony jest przez biznes połączony z IT, tylko stara się modelować naukę w stronę rzeczy, zresztą niezmiennych, które dają fundament i podstawę do dalszego kroczenia, wyboru własnej ścieżki. 

Ilość frameworków dziennie, okej – z jednej strony to jest taki demogenny wątek. Trochę jest w tym prawdy, że faktycznie ta technologia pędzi i coraz szybciej napiera i rozpędza się już do takiej wartości, że ciężko jest nadążyć za tym. 

Studenci mogą się pogubić, mogą się zastanawiać, że faktycznie uczenie się takich rzeczy, które są być może trochę odklejone od rzeczywistości, w sensie z nie wiadomo, do czego się przydadzą, czy to w ogóle ma sens. I tutaj pojawia się takie duże pytanie – czy warto iść maksymalnie szeroko, próbować poznać różne – skupię się na studiowaniu informatyki – na poznaniu maksymalnie szeroko różnych technologii, różnych gałęzi, specjalizacji? Czy też może próbować już w miarę szybko jednak wybrać sobie tę specjalizację i sfokusować się na tym fragmencie, żeby zostać już jakimś specjalistą po tych studiach – żeby mieć tę specjalizację i znacznie łatwiej wejść do kolejnej pracy. Co o tym myślisz? 

Trochę problematyczna sytuacja, bo zakładamy studenta, który jest na początku swojej kariery, czyli tego pierwszoroczniaka. Skąd on ma wiedzieć jaka specjalizacja jest dla niego? Co on chce robić? Gdzie jest ta ścieżka? Które drzwi ma obrać? To jest duży problem, bo wielu studentów pyta „co dalej” po tej informatyce, co po tej specjalizacji. Co z nauką rzeczy w domu, po godzinach. Wydaje mi się, że nie ma szans, żeby student pierwszego, drugiego semestru był w stanie już powiedzieć jaką specjalizację wybierze. To jest teraz niemożliwe. Być może ktoś skłania się ku jakiemuś hobby – ktoś z rodziny koduje i napatrzył się, chce robić to samo. Nie jest to też do końca dobre, ale zawsze jakaś pomoc. 

Powiedziałeś o tym, czy powinien się skupić, czy poszerzać swój umysł. Byłem kiedyś na konferencji, która była bardzo fajnie podsumowana przez panią psycholożkę, która powiedziała, że są dwa typy nauki – skaner i nurek, może kojarzysz. Wydaje mi się, że początkowym typem student jest właśnie takie skaner i to jest jego zadanie. Poznać jak największą ilość, zeskanować jak największą ilość danych – nawet jednostkowo, nawet pojedynczych, ale zapamiętać, nauczyć się, wpoić to do siebie tak, żeby potem przekształcać się w takiego nurka. Zanurkować do danej technologii, zrobić sobie tego seniora, eksperta w danej dziedzinie. Być na rynku pod znakiem swojej marki eksperckiej, jeśli chodzi o daną rzecz. 

Przede wszystkim taka rada: spokojnie. Pierwszy rok nie służy temu, żeby wybierać specjalizację, początek studiów nie jest po to, żeby już planować tę drogę na 100%. Wydaje mi się, że to przychodzi z czasem i doświadczeniem. Nagłe decydowanie może nie pomóc w tym, co robimy i w tym, co mówimy. 

Przede wszystkim taka rada: spokojnie. Pierwszy rok nie służy temu, żeby wybierać specjalizację, początek studiów nie jest po to, żeby już planować tę drogę na 100%. Wydaje mi się, że to przychodzi z czasem i doświadczeniem. Nagłe decydowanie może nie pomóc w tym, co robimy i w tym, co mówimy.

Czyli ten osławiony T-shaped model, kiedy mamy w miarę szerokie pojęcie o wielu rzeczach a jesteśmy specjalistami z jednej dziedziny, teraz to się coraz bardziej przekształca w tzw. Pi-shaped, kiedy mamy dwie odnogi. Wiadomo – dobrze jest mieć mimo wszystko tę linię poziomą, czyli mieć jakieś szersze pojęcie o wielu różnych rzeczach.

Teraz znów przechodzimy do tego, że tych różnych specjalizacji na rynku pracy czy w ogóle w takiej dziedzinie wiedzy, jaką jest informatyka jest bardzo dużo. 

Jak kończyłem studia, było dużo prościej, bo istniała trójka gałęzi – były symulowane. Nie istniało coś takiego jak backend czy frontend, to był po prostu web developer, żeby testować aplikacje, teraz jest tego dużo więcej. Mamy mnóstwo odnóg. 

Opsów, DevOpsów! Każdy ma swoją dziedzinę. 

Dokładnie, co roku wyłania się nowa specjalizacja. Młodzi ludzie mogą być tym mocno zdezorientowani, zwłaszcza że mam wrażenie, że dla takich osób ta drabinka dojścia do specjalizacji, czyli jaką wiedzę musi wchłonąć, przez jakie etapy przejść może być bardzo niejasna. 

Co byś doradził takim osobom? Jak nie oszaleć w tym zamęcie? 

Znowu wracamy do tego, o czym rozmawialiśmy, czyli modelowania siebie, tego nurka, tego skanera, trzeba spróbować, nie ma tu złotej rady. Ten początek pójścia w jakąś specjalizację, pójścia w jakieś konkretne drzwi, konkretną odnogę  IT naprawdę jest szaleństwem na ten moment, bo tak jak mówisz, dawniej było bardzo prosto. Wchodzisz albo nie wchodzisz. Taki puls był jakby podstawą wyjścia po studiach. Jednak wydaje mi się, że to jest nadal istniejący trend, że człowiek wychodzący po studiach musi próbować wszystkich rzeczy związanych z IT, przynajmniej większość tych rzeczy, które są potrzebne teraz na rynku. 

Z uwagi na to, co oferują i co robią studia. To, co mówię opieram na doświadczeniu – mam w rodzinie ludzi, którzy są na pierwszym, drugim roku studiów i widzę, co robią. Widzę, jakie elementy są poruszane i ten sylabus faktycznie – jak dawniej nie było mowy o chmurach i o tym, żeby cokolwiek było dotykane i jakkolwiek robione, tak tutaj widzę, że już to na studiach jest. 

Fajnie, że to postępuje, fajnie, że tego się uczą. Być może dzięki temu będą w stanie określić sobie specjalizację, określić, w jakim kierunku idą, co chcą robić. Muszą sami spróbować. Nie ma tutaj złotej rady. To, co polecę na pewno, to popytać, poszukać, poczytać czym się dany dział zajmuje, co mnie kręci, co sprawia mi przyjemność. Takim idealnym zadaniem byłoby postawić sobie jedno do zrealizowania, nawet nie wiedząc jak to zrobić – na pewno wszystko znajdziemy w internecie – i spróbować to zrobić! Czy w części DevOpsowej, czy frontowej czy PM-owej, jeśli trzeba. Zaplanować sobie jakieś zadanie, które wykonamy. Niech to będzie źle, niech to nie działa, niech to będzie brzydkie, ale żeby to zrobić 

Myślę, że to naprawdę da taki światopogląd na to, od czego zacząć, w co iść. Co mi się podoba – to jest takie ważne pytanie, które trzeba sobie samemu postawić. 

Bardzo trudne pytanie. Dotknąłeś tutaj kwintesencji, że takie nauczanie, uczenie się w praktyce to jest to co działa najlepiej. Oczywiście – można próbować samemu. Można sobie postawić jakieś ambitne zadanie i próbować to rozwiązać bez zastanawiania się, jaka jest tego jakość – nie o to pewnie chodzi. Ale też taką drugą możliwością jest po prostu spróbowanie swoich sił w jakiejś pracy – i tutaj też zmierzenie się z realiami projektu, z jakimś faktycznie komercyjnym zadaniem. 

Czy według ciebie takie połączenie studiowania i pracy – może na trochę dalszych rocznikach – czy to jest dobry sposób, żeby jakoś rozwijać się, przyspieszać ten swój rozwój?

To jest temat rzeka, doskonale o tym wiesz! Przejawia się na wszystkich możliwych rozmowach, jeśli chodzi o studiowanie i pracę. Tak samo targach, nie targach. To zależy – to jest taka złota odpowiedź na to. Nie chcę tutaj broń Boże narzucać jakkolwiek metodyki pracy i metodyki rozwoju samego siebie by na II, III semestrze już chodzić po wszystkich rekrutacjach, jakiś się tylko da i już łapać. Nie o to w tym chodzi. Myślę, że wszystko musi mieć swój czas i trzeba trochę dojrzeć na początkowych stadium studiowania, by potem móc pójść na rekrutację z taką trochę ogładą, pokorą i szacunkiem do tego, co chcę robić. 

Według mojego doświadczenia – dla mnie było to super i bardzo rekomenduję takie podejście szukania pracy na tym III, IV, V semestrze w górę, mimo wszystko zapewnienia sobie tego początkowego etapu na naukę, na zdanie egzaminów, na oszlifowanie swojej wiedzy. Tak, żeby potem mieć czas na wszystko. Stan idealny, kiedy studiujemy i mamy te pół etatu już w IT i możemy czerpać doświadczenie od starszych kolegów, koleżanek. Ale nie jest tak, jak wiemy, na polskim rynku – zwłaszcza teraz, gdy jest epoka covidowa. Bardzo mało tak naprawdę jest tych pozycji juniorskich, tak żeby spokojnie aplikować i móc wybierać. Jak najbardziej to rozumiem. 

Pamiętam, że jak szukałem pierwszej pracy, w takim początkowym czasie studiowania, było tego znacznie więcej i to, co robiłem – i to jest taki może nie pro tip, ale na pewno każdy to zna – gdy wybierze się już firmę, do której chce się uderzyć, warto jest popróbować w innych firmach rekrutacji na to samo stanowisko, czy jest taka możliwość. Przygotować się – to jest jedyna opcja, jaką możemy się przygotować i jak możemy się przygotować? Poznać ten stres, który nas czeka. Zaprzyjaźnić się z nim i wykorzystać to, że będziemy się stresować. Może brzmi to paradoksalnie, ale tak jest, taka jest prawda. 

To, co powiedziałeś mocno zahacza o zjawisko, które coraz mocniej obserwuję i co też mnie cieszy, że ludzie młodzi zaczynają planować swoją karierę, a nie tylko podążać za tym nurtem, za takimi buzzwordami, za wielkimi graczami na rynku i tak dalej. Podchodzą do tego w taki świadomy sposób- to jest fajny trend. Zastanawiam się, czy według ciebie osoba, która nie ma za bardzo doświadczeń zawodowych albo dopiero co weszła na rynek, zaczyna się gdzieś tam rozglądać. Czy taka osoba jest w stanie ułożyć sobie rozsądny plan? 

Myślę o realizacji tego typu planu. Czy on nie będzie zbyt ambitny, za mało ambitny, czy w ogóle planowanie kariery w IT, zwłaszcza na jej początku, w takim rynku pracy, który zmienia się niesamowicie dynamicznie – czy to ma sens? 

To jest dobre pytanie, bo takie planowanie i rozrysowanie swojej ścieżki rozwoju kariery jest teraz szalenie trudne. Tych odnóg, możliwości, ścieżek i dróg jest teraz multum. Jedyne, co tak naprawdę można zrobić to zaplanować sobie jakiś grubszy kontekst, tzw. grubą kreską narysować sobie tę karierę, w którą stronę ma sobie podążać. Nie trzymać się jej ściśle – reagować na dynamiczne zmiany. 

Odpowiedzialność na takie eventy – naprawdę trzeba uważać na to, co się robi, trzeba uczyć się na bieżąco tych rzeczy, które wychodzą i dopasowywać tą grubą, pisaną linię do tego, co się dzieje na rynku. A samo planowanie i samo rysowanie tej linii powinno odbywać się pod okiem kogoś, kto już ma jakieś doświadczenie. Samemu będąc na początkowym stadium nauki nie zaplanujemy sobie – możemy oczywiście zaplanować sobie, że będziemy CEO którejś nowojorskiej firmy, ale trzeba mierzyć siły na zamiary, trzeba dopasować sobie to, co chcemy robić, to w co chcemy iść i co jest na rynku wartościowe do tego naszego hobby. 

Jedyne, co tak naprawdę można zrobić to zaplanować sobie jakiś grubszy kontekst, tzw. grubą kreską narysować sobie tę karierę, w którą stronę ma sobie podążać. Nie trzymać się jej ściśle – reagować na dynamiczne zmiany.

Często jest tak, że młodzi studenci i młodzi ludzie będący na tych pierwszych rocznikach, drugich, trzecich – początkujący w IT – często wybierają sobie ścieżkę na podstawie wynagrodzenia, na podstawie tego, jakie cyfry widzą na ogłoszeniach na naszych stronach. 

Niestety to się bardzo różnie kończy, bo pracujemy po to, żeby zarobić, ale też nie pracujemy po to, żeby się wypalić i żeby po roku, dwóch już nie mieć ochoty patrzeć na kodzik. 

Jest to dosyć duża pułapka i takie zachłyśnięcie się liczbami czasami i tym, co oferują takie firmy dla nowych ludzi może być kuszące, jednocześnie niszczące w tym planowaniu i w tym, co chcemy robić. Dlatego próbować, popytać i nabrać doświadczeń od ludzi, którzy już mają jakiś bagażnik za sobą i już coś wiedzą. To naprawdę jest skarb. 

Absolutnie się zgadzam. Dobrą heurystyką, jeśli chodzi o to planowanie, o którym powiedziałeś i też psychologia mówi, że to dosyć fajnie działa, jest określenie sobie celów, które są ambitne, ale jeszcze możliwe dla realizacji. Bo jeśli coś jest mało ambitne to wiadomo, że nas nudzi, a jeżeli coś jest niemożliwe do realizacji to również nas odrzuca.

Tak jak kręci, tak jest, dobrze mówisz. 

Tak, dokładnie. Teraz taki temat, który mam wrażenie, nadałby się pewnie na serię podcastów, nie na pojedyncze pytanie, ale mimo wszystko chciałbym cię o to zapytać – czyli o szukanie pracy. Co tutaj jest kluczowe? Na co według ciebie warto zwrócić uwagę? Co może nie jest zbyt istotne, a jest takim powszechnie przyjętym mniemaniem, na co młodzi ludzie zwracają uwagę? Jakie rady mógłbyś tutaj dać? 

Tak jak mówisz – seria podcastów. Mógłby z tego spokojnie powstać podręcznik. Myślę, że pierwszym punktem, który mogę sobie odnotować to taki impostor syndrome – większość ludzi to zna. Jeżeli ktoś szuka pracy i jest świadom tego, z czym wiąże się informatyka, z czym wiąże się programowanie, wszelkie struktury związane z IT i biznesem, to już ma jakąś wiedzę. Już wie, w co chce iść, przynajmniej ogólnie, już chce aplikować na tego juniora w danym zakresie swoich hobby czy zainteresowań – załóżmy że frontend lub backend, obojętne. Trzeba na pewno ostrożnie podchodzić do tego syndromu oszusta, oszukiwania samego siebie. 

Często jest tak, że juniorzy bardzo nie wierzą w to, co mówią. Bardzo często ściszają ton głosu, gdy nie są pewni. Bardzo często są to dobre odpowiedzi, a mimo wszystko boją się ich, są niepewni z uwagi na kontakt z kimś doświadczonym, z uwagi na kontakt z kimś, kto może – może to jest źle powiedziane – „wyśmiać” daną osobę, że czegoś nie wie. 

Tak to jest odbierane i to jest prawda, chociaż nigdy w życiu czegoś takiego nie spotkałem, to niestety juniorzy tak to odbierają i walka z tym syndromem oszusta jest bardzo ważna. Nie bać się tego, żeby pójść, nie bać się tego, żeby zapytać i przede wszystkim nie bać się popełnić błędu. To jest czas, gdzie trzeba się uczyć, gdzie trzeba czytać, poznawać doświadczenia i z taką zdrową pewnością siebie być pewnym tego, co się mówi. To jest szalenie istotne. 

Idę do firmy – wiem, że jeszcze nie umiem dużo, wiem, że coś tam tak, ale jestem tego świetnie pewny, że to coś, choćby nawet w małym procencie jest moim lewarem do dostania się do tej firmy i to będę promował, w tym kontekście będę rozmawiał, tym się będę bronił. 

Bardzo ważne – dla mnie szczególnie istotne, gdy rozmawiam z ludźmi i jest takie motto „jeszcze tego nie wiem, ale znajdę, nauczę się i to zrobię”. I naprawdę tacy ludzie są bardzo cenni, bardzo lubiani, bo co z tego, że ktoś czegoś nie zna – w obecnym świecie i n obecnym rynku IT i nie tylko, ten ogrom wiedzy, którą trzeba przyswajać na bieżąco jest tak szeroka, że nie da się wszystkiego znać, nie da się być full stackiem obecnie, chociaż można być w jakimś tam stopniu. Dlatego takie motto „nie wiem, ale się dowiem” jest naprawdę istotne i naprawdę ważne – często o nim zapominamy. I na rekrutacji, gdy ktoś czegoś nie wie i słyszę odpowiedź „nie wiem, nie zrobię tego, koniec, kropka” no to jednak jest trochę gorszy odbiór niż „nie wiem, ale zaraz to znajdę i ogarnę jak to zrobić”. 

Polecam takie podejście, wiele firm sobie to ceni i naprawdę wybierze taką osobę, bo wie, że ona będzie chciała coś dowieść, będzie chciała realizować konkretną rzecz. Mimo tego, że nie wie jak to zrobić. 

Tutaj zaczepimy też troszeczkę o tę umiejętność przyznania się do błędu – wielu juniorów, wiele osób szukających pracy boi się do tego podejść otwarcie. „Nie umiem, zrobiłem błąd, pomóż mi to naprawić, wytłumacz, dlaczego to nie działa”. Trochę brakuje tych słów, bo wychodzą ze studiów, studiują też, idąc na juniora często przeceniamy swoje umiejętności i idziemy trochę taką naszą skalą, określmy to w taki sposób. Że to jest nasza skala a nie ludzi, którzy będą nas oceniać. Trzeba więc o tym pamiętać. 

Tak, to są bardzo dobre rady – myślę że wiele osób powinno sobie jeszcze raz tę część przesłuchać, bo to faktycznie może znacząco pomóc. A to nie są takie oczywiste rzeczy.

Oczywiście

Mamy coś takiego co się nazywa efektem Dunninga-Krugera i on mówi, że na początku jakiejś naszej przygody w dowolnej w sumie dziedzinie znacząco przeceniamy swoje możliwości. Uczymy się na szybko i wydaje nam się, że już jesteśmy naprawdę mocni, a nie widzimy ile jeszcze rzeczy niepoznanych przed nami. To jest udowodniony fakt psychologiczny. Z drugiej strony mówi się, że świat należy do odważnych, zuchwałych, powinno się ryzykować, powinno się iść w zaparte, nawet jeśli się czegoś nie wie, to próbować to w jakiś sposób mitygować. 

Jak według ciebie mierzyć siły na zamiary, aby wybierać mimo wszystko ambitne cele, aby iść tą ambitną ścieżką, ale też, żeby się nie zrazić za szybko, żeby się nie okazało, że jednak trafiamy cały czas na takie problemy, które nas odrzucają. 

To jest temat, który zahacza o wszystkie nasze poprzednie pytania i rozmowę, którą od początku prowadzimy. 

Ten efekt, o którym mówisz, działa podwójnie. Z jednej strony możemy się go przerazić i gdy dochodzimy do momentu pewności siebie jesteśmy już za tą linią wyskokową, tylko bardziej spadkową i idziemy na przykład na rekrutację. Wtedy jest masakra – uświadamiamy sobie jak wiele nie wiemy. Dla tych, którzy nie widzieli tego wykresu lub nie wiedza jak to wygląda – na początku nie wiemy nic. Nie wiemy czego nie wiemy i nie wiemy nic. Zaczynamy się uczyć technologii, wiemy, że już coś wiemy, ale jeszcze nie wiemy czego nie wiemy, prawda? Zaczynamy to poznawać. 

W momencie, gdy zaczynamy się rozglądać, poznawać tę technologię dochodzi do nas tzw. realistyczne podejście, gdzie wiemy czego już nie wiemy. I jest to pewnie taka depresja stanu, gdy odkrywamy to, jak wiele przed nami, jak wiele musimy się nauczyć, żeby coś znaczyć na rynku. Tutaj trzeba uważać – ten spadek można wykorzystać na swoją stronę. Znowu to motto – nie wiem, ale ogarnę i się nauczę, ponieważ znam już podstawy, znam już jakieś fundamenty i pójdę dalej. Mierzę swoje rzeczywiste siły, nie jakieś abstrakcyjne. Nie mówię, że jestem mistrzem w czymś, bo nie jestem, tylko jestem w stanie powiedzieć, że nie wiem, ale się nauczę, znajdę odpowiedź i jakoś to ogarnę. A jeżeli nie, to zapytam, czy tak będzie dobrze czy źle, jak nie to poprawię. 

Tą ideologią warto iść – nie narzucać sobie wyimaginowanych ekspertyz z samego siebie, bycia ekspertem w czymś, czym się nie jest i trzeba na to bardzo uważać. Na ten spadek, na tę depresję, która jest charakterystyczna po rozpoczęciu nauki danej rzeczy. Oczywiście nie mówię tu o ludziach, którzy mają ileś lat doświadczeń i zaczynają się uczyć jakiejś rzeczy i po prostu widzą szablonowo podejście do języka chmury czy czegokolwiek innego, tylko do ludzi, którzy zaczynają swoją przygodę z IT, by challengować o wszystko, czego się uczymy, by nie widzieć tylko tego piękna, nie widzieć tylko tego, co jest idealne, ale zawsze te pros and cons sobie wpisać w Google i poszukać. 

Te swoje siły mierzyć na podstawie doświadczeń też innych ludzi, tego, co robicie na co dzień, tego, o czym się rozmawia z innymi ludźmi w danej dziedzinie. 

Tutaj dochodzimy do tego clue – czyli odważnych czy zuchwałych. Gdzie jest ten związek w IT, do kogo należy? Myślę, że odważnych i zuchwałych zarazem. Tutaj bardzo przydaje się odrobina szczęścia, szczególnie jeśli chodzi o pierwszą pracę i rekrutację, ale ten efekt, o którym rozmawiamy jest mega ważny w takim początkowym stadium nauki, początkowym wejściu w świat IT i wejściu w ten świat szukania pracy i należy bardzo zwrócić uwagę na ten pierwszy wyskok, gdy już coś umiemy, wiemy czego nie wiemy i jesteśmy tego świadomi, i potrafimy to obrócić na swoją korzyść. Potrafimy powiedzieć, że – brzmi jak w kategorii odważnych – że na jednej rekrutacji powiemy „Słuchajcie, nie uczyłem się jeszcze tego, ale uczyłem się o tamtym i wiem, że to można znaleźć tu i tu, i od razu mogę znaleźć odpowiedź”. Przeinaczamy całkowicie, challengujemy pytających co daje mega inny obraz na to, co zostało zapytane lub jak zostało to odebrane. 

Tak mi się wydaje – to jest moje zdanie na podstawie doświadczenia – przeprowadzałem też masę rekrutacji i masa rozmów minęła. Ludzie, którzy w ten sposób podchodzili, zawsze przechodzili dalej. I naprawdę to było najistotniejsze w tym podejściu – nieznajomość x na 100 frameworków, tylko podejście do tej nauki, podejście do tego, jak ktoś się uczy i w jaki sposób rozumie tę swoją naukę. 

Strach w oczach, że nagle widzimy czy sobie zdajemy sobie sprawę z tego ile jeszcze nie wiemy może się pojawić właśnie na rozmowie rekrutacyjnej, o której powiedziałeś, wówczas efekt tej rozmowy może być gorszy – może się też pojawić w momencie, kiedy jesteśmy już w tej pierwszej pracy wymarzonej, rozpoczynamy pracę z doświadczonymi osobami, które mają ileś tam lat doświadczenia i dalej jest to zderzenie z tym murem. Widzimy ile jeszcze nie wiemy, ile jeszcze nie potrafimy. 

To nas z jednej strony może sparaliżować, ale tak jak powiedziałeś, możemy to obrócić też na swoją korzyść, bo nie ma chyba lepszego sposobu na to, żeby się nauczyć mnóstwa rzeczy niż właśnie od takich osób, które realizują coś w praktyce, z którymi siadamy, robimy pair programming czy jakkolwiek, ale jesteśmy w stanie się mnóstwa rzeczy nauczyć. Trzeba mieć do tego jakąś odwagę. 

Jak do tego podejść? Jak z jednej strony nie narzucać się tym osobom, żeby one nas już później nie spychały, nie ignorowały, ale żeby wyciągnąć z tego maksymalnie dużo dla siebie? 

Cóż, tutaj bardzo istotną rolę gra firma, to, w jaką firmę wchodzimy, bo musi być na to czas. Ludzie doświadczeni na pewno będą chcieli pomóc, na pewno będą chcieli wesprzeć nową osobę, juniora w firmie, ale trzeba mierzyć też to, że oni też mają swoją pracę, też muszą dowieźć coś i też muszą pracować. 

Jest to zależne od firmy – w obecnej, w której pracuję, czyli Netguru mamy tutaj wydzielonych ludzi, mamy na to wydzielony czas, mamy na to jasno powiedziane, że junior to jest osoba, która się uczy, która musi poznać dane działy, dane technologie, dane elementy firmy i jest zawsze przy nim mentor, który nadzoruje tę pracę, opiekuje się nią. 

To jest według mnie fajne podejście, bo sam byłem juniorem i pamiętam tę ścieżkę, sam doskonale pamiętam ten stres polegający na tym, że boisz się coś napisać, coś kliknąć i kogokolwiek o coś zapytać, żeby nie wyjść na głupka, po pierwsze, żeby nie zbudować sobie od początku takiego obrazu samego siebie w firmie, że to jest ten koleś, który nie ogarnia, bo jest nowy. 

Z perspektywy czasu uważam, że to było bardzo głupie. Nie, że tak robiłem, ale to podejście wydaje mi się bardzo głupie, ponieważ junior to jest osoba, która się uczy, która ma z szacunkiem i pokorą podejść do tego tematu, zapytać, poszukać rozwiązania. 

Na pewno pytanie „jak coś zrobić” jest adekwatne, ale bardzo bym to limitował na ilość sztuk tego pytania, natomiast nie limitowałbym pytania „hej, mam takie rozwiązanie, czy jest ono dobre?”. Całkowicie zmienia to kontekst problemu i kontekst tego, w jaki sposób współpracuje się z ludźmi doświadczonymi, w jaki sposób jesteśmy odbierani jako ludzie, którzy sami znajdują rozwiązanie, sami szukają odpowiedzi, jedyne, o co pytają to to, czy takie rozwiązanie jest spoko czy może trzeba coś poprawić. 

Zachęcam, aby iść w takim kierunku, żeby to kontynuować i nie pamiętać o tym, że junior, nowa osoba ma popełniać błędy i ma się uczyć na tych błędach, ma być niepewna, ma się niestety czasami stresować. Na tym to polega, żeby przełamać tę strefę komfortu, do niej sobie dążyć i kroczyć, ale na razie trzeba się oswoić. To wjeżdża w każdej dziedzinie, nie tylko w IT.

Oswajanie się z tą nowością zajmuje trochę czasu, ale z każdym dniem na pewno będzie lepiej, nie ma się co przejmować. 

Pewnie, najważniejsze jest to podejście. 

Mówiłeś, że pracujesz jako team leader w Netguru, na pewno miałeś już okazję brać pod swoje skrzydła niejednego takiego juniora. Co obserwujesz jest dla nich takim największym wyzwaniem? I czy masz coś takiego, że widzisz, że ich wyobrażenia pracy w IT mocno różni się od tego, z czym w rzeczywistości mają do czynienia? 

To, co powiedziałeś w ostatnim zdaniu – czyli zderzenie z rzeczywistością. Często jest tak że ludzie przychodzący zaraz po studiach nie są świadomi, jak bardzo różni się ten model studyjny od modelu IT, rzeczywistej pracy zmieniającej się na bieżąco, dynamicznej. 

Bardzo widać to zderzenie z rzeczywistością i to, że te studia w dużym procencie tych ludzi, w dużym odsetku tych ludzi, którzy przychodzą schodzą na drugi plan. To, co się nauczymy na studiach to jest jedno, te wszystkie rzeczy, które gdzieś tam były – algorytmika i inne tematy są, siedzą gdzieś z tyłu głowy, ale to, co trzeba zrobić w pracy i to, co trzeba ogarnąć często się z tym niestety rozmija. I to zderzenie z rzeczywistością bardzo często boli, przeraża, ale od tego ma się mentora, od tego ma się osobę starszą doświadczeniem, która uspokaja, która kontroluje ten próg wejścia i tych wymagań dla juniora, która opiekuje się taką osobą. 

To jest bardzo ważne, bardzo przydatne, żeby w takich początkowych krokach, jak przychodzi taki junior do firmy, musi mieć mentora, musi mieć osobę, która będzie się nim opiekować, ma swojego lidera, mentora, to są dwie różne osoby. Nie jest w tym wszystkim sama. 

Tutaj już dalsze kroki musi niestety sama podjąć – nauka chodzenia, no to czasem trzeba pobiec, jak wiemy. To, co nie pomoże na pewno w takim wejściu do firmy dla tych ludzi, którzy dopiero opuścili uczelnię i wchodzą do firmy, to jakaś taka nadgorliwość i pośpiech. Myślę, że to jest bardzo niewskazane. To, że ja już chcę iść dalej, ja już chcę awansować, chcę być jak mój mentor, chcę już, za miesiąc. Niestety to tak nie działa. Mega fajnie, fajnie że ambitnie, super, że ktoś chce cisnąć, ale tę samokontrolę pracy i nauki trzeba mocno trzymać na tzw. kagańcu i trzeba sobie to powoli wbudować, stabilnie, ten fundament doświadczeń – zbierać, zapisywać, robić notatki, dopytywać, ale przede wszystkim szukać samemu rozwiązań, to co wcześniej rozmawialiśmy. 

W momencie, kiedy aplikujemy do tej pierwszej pracy to mamy ten problem z brakiem doświadczenia. Wiadomo, są tacy, którzy pracowali gdzieś na studiach, może realizowali swoje projekty, są w stanie to do CV wpisać, ale generalnie takie pytanie, które się pojawia najczęściej na facebookowych grupach dla osób, które chcą wejść do IT to „Co wpisać w CV?”. Jak wypełnić tę lukę, ten brak, po którym jesteśmy też w znaczny stopniu oceniani, bo wiadomo, to się na przykład na rozmowie rekrutacyjnej omawia. Jest to jakiś punkt zaczepienia, kiedy już ktoś pracował w jakichś projektach, w jakiejś firmie. Można o tym porozmawiać, można w jakiś sposób tutaj tę rozmowę rozpocząć. 

Jeśli nie ma tego doświadczenia, no to jest jakiś brak. Dodatkowo obecnie sytuacja na rynku pracy też nie jest łatwa dla takiej osoby, bo co by nie było rekrutacja jest bardziej otwarta dla osób z większym doświadczeniem. 

Jakie są według ciebie metody, żeby wyróżnić się, jakie atuty pokazać, wypuścić w tym CV, jeśli nie mamy doświadczenia, a chcemy, żeby to CV było dobrze odebrane przez rekrutera? 

Mam małą anegdotę – jak ja rekrutowałem się na juniora, poświęciłem chyba 2 tygodnie na tworzenie CV, w którym tak naprawdę nic nie było, ale Photoshop i inne sprawy, tzw. CSS, kolory i ikonki były na pierwszym miejscu. 

W odpowiedzi dostałem „hej, fajne CV, ale wypełnij tabelkę”. I tam była tabelka Excel, pięć rubryk – doświadczenie, projekty i tak dalej, imię, nazwisko, telefon. I to było moje pierwsze zderzenie z rzeczywistością, które zapamiętam do końca życia. 

Mam taki złoty środek dla ludzi, którzy nie mają co wpisać w tę tabelkę, by nie bali się poznać czegoś takiego jak repozytorium tego słowa, by nie bali się poznać takiej firmy jak GitHub powiedzmy, która pomoże wam zdobyć doświadczenie według waszego planu, bo ktoś nie musi mieć doświadczenia w pracy. Takich ludzi jak najbardziej rekrutujemy i zatrudniamy. Jeżeli ma na GitHubie – zakładamy teraz GitHuba – projekty, w których można zobaczyć jak chodzi, przeczytać co robi, czym się interesuje, to taka osoba jest o wiele bardziej wartościowa dla firmy niż ktoś, kto był w dziesięciu firmach, zmieniał co pół roku z tym samym stanowiskiem, po prostu skacze z kwiatka na kwiatek. 

Bardzo istotne jest to, że jeżeli nie mamy doświadczenia, chwalmy się tym, co mamy. Robiliśmy projekt na studiach – na pewno się robiło dużo projektów na studiach, teraz zwłaszcza. Jak ja odchodziłem, to tam tych projektów były dziesiątki. Często jest tak, że zamiast egzaminu, gdy ktoś ma jakąś średnią proponuje się projekt, który zajmuje 2-3 tygodnie do zrobienia w grupie czy samemu i ma się te projekty. Jesteśmy ich właścicielami. Pochwalmy się nimi – niech one będą repozytorium jakimś zapisanym, niech one będą publiczne lub też nie. Ale na czas rekrutacji chwalmy się tym, mówmy o tym. Mówmy o tym, jakby to było dzieło życia. Fascynujmy się tym – to jest naprawdę ważne.

To doświadczenie schodzi na drugi plan, naprawdę – gdy ktoś ma te zielone kafelki na GitHubie, próbuje różnych technologii, uczy się, można coś przeczytać o tym i jak on do tego podchodzi. Pisze sobie sam testy, testuje kursy, nie kursy – mega istotne właśnie jest to, żeby iść w te zielone kafelki i tam sobie to doświadczenie odkładać, bo to się przydaje. Zawsze można do tego wrócić, zawsze można sprawdzić, jakie jest rozwiązanie po czasie i po tych 5-6 latach zobaczyć jak to było kiedyś, gdy się zaczynało. Także mega polecam!

Po tym, co Artur powiedział nikt nie będzie miał żadnych wymówek, że nie jest w stanie czegoś pokazać w CV. Przy obecnie szeroko dostępnych darmowych narzędziach to już jest naprawdę wymówka, żeby nie być w stanie stworzyć sobie jakiegoś projektu, wrzucić jako publicznego repozytorium na GitHub i napisać o nim nawet kilku zdań w CV, bo to też dużo mówi. 

Mówiliśmy trochę o takim rozwarstwieniu, rozdzieleniu tego, czego się uczymy na studiach, a tego, czego rynek od nas wymaga, czego pracodawca od nas wymaga, czego projekt komercyjny. Często te braki wiedzy, umiejętności mogą być w jakiś sposób niwelowane poprzez dodatkowe kursy, szkołę programowania, boot campy. Jest szeroki wybór tego typu rozwiązań. Spotykasz się z takim podejściem? Czy osoby, które do ciebie trafiają też są po takich szkołach, kursach, boot campach? Jakie masz do tego podejście? 

To jest dobry temat. Też kiedyś byłem ciekaw jak to się z czasem rozwinie, bo nastała taka era boot campów, czyli szukanie rozwiązań, szukanie nauki poprzez tutoriale i inne rzeczy. Ciężko do tego stworzyć jakąś sensowną odpowiedź. Nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Z mojego doświadczenia warto jest zrobić to i uczyć się tego, z czym aktualnie pracujemy i co robimy. Nie ma możliwości, że jeżeli zrobimy sobie jakiś kursik na Udemy, na promce za złotówkę czy za darmo z technologii, która totalnie nie jest nam po drodze, będziemy to analizować, uczyć się, zrobimy notatki, zdamy jakiś certyfikat, to gwarantuję, że jeżeli nie będziemy nad tym pracować, nie będziemy robić tych projektów, nie będziemy robić z tym czegokolwiek, to po pół roku, po roku zaczynamy od zera. Nie pamiętamy nic. Tak jest z każdą rzeczą, którą robimy, uczymy się – żadnej nowości nie powiedziałem. 

Nie będę generalizował, nie będę mówił, że boot campy nic nie dają, bo na pewno dają, bo ludzie spędzają naprawdę wiele czasu. Sam mam znajomych, którzy pracują jako nauczyciele programowania i widziałem, ile tam poświęcają czasu, energii i jakie zadania przygotowują. 

Naprawdę odwalają kawał dobrej roboty, ale należy pamiętać, żeby nie przekładać tego głodu wiedzy i chęci, rozkmin nad te boot campy, nad te tutoriale, kursy, bo one mają tylko pomagać. Mają kreować, tworzyć nowe elementy w głowie, rozszerzać doświadczenie, ale nie mówić, że po tym kursie idziesz do pracy i już jesteś ogarnięty. Niestety to tak nie działa. 

Nie spotkałem się na rekrutacji naprawdę z osobą, która zrobiła taki kursik czy boot camp i była ogarnięta na tyle, żeby spokojnie pracować. I o wiele bardziej istotni byli ludzie, którzy mają repozytorium, mają projekty, jakieś swoje rzeczy niż ktoś, kto napisze sobie w CV, że zrobił jakiś kurs na Udemy czy gdziekolwiek indziej. To jest właśnie ta różnica. Własna nauka, własna chęć dowiadywania się a takie kursiki. 

Tutaj drogi na skróty niestety nie ma. Tak sobie myślę, że najlepiej jest się uczyć na błędach innych niż na swoich, chociaż te są najbardziej bolesne i pewnie zostają w pamięci na dłużej, ale mimo wszystko mądrzej jest się uczyć na błędach innych. Dlatego chciałbym cię zapytać, czy ty popełniłeś jakieś błędy, które teraz z perspektywy czasu dostrzegasz na tej swojej drodze od studenta do programisty i czy gdyby mógł to cokolwiek byś zmienił?

Masę błędów – może i dobrze. Dało mi to trochę inny światopogląd i na to, co robię, i będę robił. Na etapie studiów, gdzie bądź co bądź wiele osób ma ten tryb siedzący, warto pamiętać o takich trzech hobby, do których się dołożymy. Czyli hobby dla zdrowia, hobby dla zarobku i hobby dla spokoju ducha. Nie scalać – chyba że ktoś potrafi – tego wszystkiego w jednym. Standing desk z chodzeniem i kodowaniem i zarabianiem na kodowaniu spoko, ale warto to rozgraniczyć. Ja tego nie robiłem, trochę na tym ucierpiałem, ale rady, ale co najważniejsze wśród tych rad, to zaliczyłbym tę zimną głowę, spokój ducha, to żeby nie wykąpać się w takiej gorącej wodzie. 

Na etapie studiów, gdzie bądź co bądź wiele osób ma ten tryb siedzący, warto pamiętać o takich trzech hobby, do których się dołożymy. Czyli hobby dla zdrowia, hobby dla zarobku i hobby dla spokoju ducha.

Mówię ze swojego doświadczenia – mieliśmy taką paczkę znajomych i rywalizowaliśmy – na szczęście zdrowo, wśród tej naszej paczki, szczególnie jeśli chodzi o pierwszą pracę. Jeżeli ktoś dostał pierwszą pracę, ktoś już ją zdobył, to w tym samym dniu wszyscy już się pozapisywali na rekrutacje do innych firm. To było śmieszne, ale bardzo zdrowe i bardzo fajne podejście, bo to odblokowało nam to słowo „da się”. Wszyscy poszli do swoich innych firm, tak było w Krakowie i każdy był zadowolony ze swojej działki. 

Bardzo dobrą radę, którą bym też sobie dał, to to żeby nie skupiać się teraz w tych początkowych fazach, nie odwracać sterowania, jeśli chodzi o skanera i nurka. Żeby nie zaczynać od nurka ucząc się jakiejś technologii, bo się w niej zakochamy. Znowu mówiłem kiedyś taki pół-wykład czy to były zajęcia, czy ćwiczenia ze studentami pierwszego roku – uczyliśmy wtedy jakiegoś frameworka, po prostu to była taka prośba ze strony uczelni. Tam podchodzi do mnie student i pyta „, Czy zrobimy ćwiczenia z robienia Wiedźmina?”. Wtedy były czasy wiedźmińskie. Trochę się zdziwiłem, a z drugiej strony zastanowiłem się – „Dlaczego chciałbyś?”, „No bo jest fajnie, wszyscy to kupują i wszyscy o tym mówią!”. „A robiliście Javę?”, „Nie, nie ważne, my chcemy wiedzieć, jak się robi Wiedźmina” – co trzeba umieć, co trzeba robić, żeby się tam dostać. Tu się zderzyć z. tym, że ktoś zagłębia się w daną technologię, jest ekspertem, super, ale nie wolno zapomnieć o tym skanowaniu, szukaniu informacji w innych dziedzinach. 

O tym, że nie istnieje tylko jedna dziedzina i że każdy jest kowalem. A to, jakie narzędzie dobierzesz do problemu to jest najważniejsza rzecz i chyba clue całej naszej pracy. To nie problemy do narzędzi są dobierane, tylko narzędzia do problemów. Żeby wiedzieć, na co postawić. 

To, że nauka języków, nauka frameworków, nauka jakichkolwiek rzeczy zmiennych – bo one się zmieniają, za 10 lat może być całkowicie coś innego i pewnie będzie, troszkę jest na drugim planie w momencie, kiedy w grę wchodzą rzeczy niezmienne. Architektury, podejścia do programowania, koncepty. Jakieś rzeczy, które od X lat są niezmienne. Wujek Bob tak zwany, który uczył, które są mega istotne. Nie ważne, w co się pójdzie, w jaki język, framework – mi osobiście tego zabrakło. Sam o tym zapomniałem, niestety zrobiłem ten błąd, że miałem skanera, ale za szybko poszedłem na tzw. nurka. Zakochałem się w nowej technologii, która generowała dosłownie mi aplikacje webowe. Przez to zapomniałem o tych naprawdę istotnych fundamentach. 

Robiłem po prostu to, co musiałem, podczas gdy tam pod spodem wystarczyło trochę czasu poświęcić – miałbym to samo co ten framework mi dawał. To był chyba taki błąd, który musiałem potem nadrabiać, ale z perspektywy czasu może było warto, bo dzięki temu znalazłem pierwszą pracę, więc to było coś za coś. Nigdy nie ma nic za darmo, też można tak powiedzieć. 

Podsumowując: pamiętać, że jako kowal, jako ten, co wytwarza, kowalem softu, można powiedzieć, narzędzia to jest rzecz, którą dobieramy do danego problemu, a nie problem pod narzędzie. Młotkiem wszystkiego nie załatwimy, na tej zasadzie.

Podsumowując: pamiętać, że jako kowal, jako ten, co wytwarza, kowalem softu, można powiedzieć, narzędzia to jest rzecz, którą dobieramy do danego problemu, a nie problem pod narzędzie. Młotkiem wszystkiego nie załatwimy, na tej zasadzie. 

Bardzo mądre słowa. Bardzo dziękuję ci za tę rozmowę, bardzo przyjemnie mi się z tobą rozmawiało. 

Dziękuję również!

Cała przyjemność po mojej stornie. Wierzę, że dzięki tej rozmowie pomogliśmy przynajmniej kilku osobom, które na tej drodze od studenta do developera stoją i zastanawiają się, co ze sobą zrobić, także jeszcze raz bardzo ci dziękuję za ten poświęcony czas i powiedz proszę, gdzie cię można znaleźć w internecie, jak się z tobą skontaktować?

Chyba najlepiej LinkedIn – tam zaglądam dosyć często z uwagi na obecne stanowisko. Jak zwykle Facebook, no to tylko w razie rozmów jestem gdzieś tam obecny. Można mnie znaleźć na GitHubie – wszędzie mam ten sam nick, od GitHuba po Stack Overflow, Fiiii, pisane przez cztery „i”. Wynika to z nazwiska – każdy o to pyta. Były dwa „i”, ale było zajęte. Trzy też. 

Myślę, że to są takie podstawowe środki i oczywiście mail – mailowo zawsze jestem dostępny. Czy ten firmowy z końcówką Netguru, czy gmailowy. Specyfikacja pracy, stanowisko, na którym pracuję wymaga tego, żebym cały czas był responsywny i komunikatywny, więc na bieżąco tutaj jestem, zawsze można mnie znaleźć, nigdy żaden mail nie trafia do SPAM-u z takich pytań, z takich rzeczy, które są istotne. 

Super, świetnie. To oczywiście dodam te linki do notatki do odcinka. Z moje strony jeszcze raz bardzo dziękuję i do usłyszenia, cześć!

Ja również! Do usłyszenia!

To na tyle z tego, co przygotowałem dla Ciebie na dzisiaj. Mam nadzieję, że odcinek pomoże wszystkim tym, którzy studiują lub planują studiować z myślą o zostaniu developerem. Jeśli masz jakieś pytania, pisz śmiało na krzysztof@porozmawiajmyoit.pl

Zapraszam też do mediów społecznościowych. Nazywam się Krzysztof Kempiński, a to był odcinek podcastu Porozmawiajmy o IT o drodze od studenta do developera. 

Zapraszam do kolejnego odcinka już za tydzień! 

Cześć!

+ Pokaż całą transkrypcję
– Schowaj transkrypcję
mm
Krzysztof Kempiński
krzysztof@porozmawiajmyoit.pl

Jestem ekspertem w branży IT, w której działam od 2005 roku. Zawodowo zajmuję się web-developmentem i zarządzaniem działami IT. Dodatkowo prowadzę podcast, kanał na YouTube i blog programistyczny. Moją misją jest inspirowanie ludzi do poszerzania swoich horyzontów poprzez publikowanie wywiadów o trendach, technologiach i zjawiskach występujących w IT.